Krzysztof Niedzielan: Każdy skoczek chce być w jak najlepszej formie zimą, a letnie starty i treningi mają w tym pomóc. Dla Ciebie to udany czas. Dwukrotnie stałeś na drugim stopniu podium, a w klasyfikacji generalnej Letniego Grand Prix zajmujesz szóste miejsce.
Piotr Żyła: W 2011 roku byłem piąty w generalce, a teraz jestem szósty. Zostały jeszcze dwa starty, a forma jest dosyć dobra. Jest szansa, by powalczyć o wyższe miejsce. To jeden z moich najbardziej udanych sezonów letnich.
[ad=rectangle]
Na najbliższe zawody LGP do kazachskich Ałmatów się nie wybierasz.
- To prawda. Trener miał jeszcze pomysł, żeby wysłać tam mnie i Maćka Kota, ale nie udało się załatwić wizy w tak krótkim czasie. W tym tygodniu mamy zgrupowanie w Wiśle, a po nim wybierzemy się na ostatnie konkursy w Hinzenbach i w Klinghental. Potem już zaczną się ostatnie, bezpośrednie przygotowania przed zimą.
Czy jesteś zadowolony z dotychczasowych przygotowań i swojej formy?
- Jak najbardziej. Wszystkie treningi przebiegają bez zakłóceń i bez kontuzji. Mam nadzieję, że nie będzie już niemiłych niespodzianek. Myślę, że potem w zimie będzie się z czego cieszyć, gdy forma będzie na fajnym poziomie.
A jak podchodzisz, już tak na chłodno do tego, co wydarzyło się w ubiegłym sezonie?
- Każdy sezon jest inny i przynosi niespodzianki, coś nowego. To była dla mnie kolejna lekcja skoków narciarskich i mam nadzieję wyciągnąć wnioski na kolejny sezon.
Mówiąc o lekcji, myślisz o Igrzyskach Olimpijskich w Soczi?
- Tak. Pierwszy raz startowałem w takiej imprezie i to było nowe doświadczenie. Te zawody są troszkę inne, niż Puchar Świata a nawet mistrzostwa świata. W pewnym sensie nie poradziłem sobie tam psychicznie.
Nie można zatem powiedzieć, że nie trafiłeś z formą?
- Forma była słaba, ale przez psychikę. Moim zdaniem powodzenie w skokach zależy od niej w 60 procentach. Wiadomo, przygotowanie fizyczne i inne aspekty składają się na dobry wynik, ale ewidentnie było tam za dużo chęci na zrobienie dobrego wyniku. W skokach trzeba robić po prostu swoje, a nie więcej niż się umie. Przed igrzyskami skakałem naprawdę dobrze, a w Soczi forma była rozchwiana. Zdarzały się tylko pojedyncze dobre skoki.
Zostawmy już przeszłość. Jakie cele stawiasz sobie na zbliżający się sezon zimowy?
- Na pewno chciałbym cały czas skakać równo i stabilnie, co jest bardzo trudne. Gdy źle się wejdzie w sezon, to potem próbuje się coś zrobić, zmienić. To nie zawsze wychodzi. Przy dobrej formie celem jest ją utrzymać, choć czasem pojawiają się wahania. U mnie najważniejsze będzie równe, stabilne i dalekie skakanie przez cały sezon. W przeszłości różnie z tym bywało, ale jestem na dobrej drodze.
Kiedy Łukasz Kruczek przejmował kadrę w 2008 roku, pojawiało się dużo krytycznych głosów. Początki nie były łatwe, ale życie wszystko zweryfikowało i potwierdziło, że był to strzał w dziesiątkę. Kamil Stoch jest podwójnym mistrzem olimpijskim i mistrzem świata, a drużyna zdobyła upragniony medal w Predazzo. Jaki jest potencjał naszych skoków narciarskich, gdzie leży kres?
- Od momentu, gdy Łukasz objął stanowisko głównego trenera na pewno sporo się nauczył i włożył w to dużo pracy. Dobrał też odpowiednich ludzi do sztabu szkoleniowego i myślę, że w tej chwili stać nas na bardzo dobre skoki. Każdy z nas skacze na bardzo wysokim poziomie. Jeśli to dalej będzie tak funkcjonować i pójdzie w dobrym kierunku, to wyniki będą wciąż takie dobre, albo i lepsze.
Mieć w drużynie tak utytułowanego skoczka, jak Kamil Stoch to dodatkowa mobilizacja?
- Sukcesy poszczególnych zawodników motywują nas wspólnie. Ktoś akurat gorzej skacze ale widzi, że koledze lepiej się powodzi i zaczyna wierzyć też w swoje możliwości. Tak jest z Kamilem. On cały sezon skakał na wysokim, równym poziomie i był takim punktem odniesienia. Najlepszy zawodnik podwyższa poziom całej drużyny.
Ale i stawia wyżej poprzeczkę.
- Tak, ale jesteśmy jednym zespołem i cieszymy się z sukcesów każdego z nas. Jak jednemu nie pójdzie to widzi, że reszta drużyny radzi sobie dobrze. Po jakimś czasie i jego forma wraca do normy. To pomaga.
Skoki narciarskie zmieniają się. Podczas zawodów Letniego Grand Prix w Wiśle, Einsiedeln i Courchevel był testowany nowy system rozgrywania zawodów, pod kątem lotów narciarskich. Do noty końcowej liczyły się kwalifikacje, a w pierwszej serii skakało 48 skoczków podzielonych na 4 grupy. Jakie są Twoje odczucia?
- Nie było to takie złe. Trzeba było skoczyć trzy dobre skoki a nie dwa, by osiągnąć dobrą lokatę. To było coś innego, nowego. Podczas zawodów nie zastanawiamy się, jakie są zasady. Mamy iść i oddać dobry skok, niezależnie od tego czy to jest trening, kwalifikacje czy konkurs. Było to nowe, ciekawe doświadczenie.
I tak na koniec z innej beczki. Odczuwasz wciąż dużą popularność?
- Czasem gdy idę przez miasto na przykład do restauracji ludzie mnie poznają. Niektórzy odwracają się, patrzą i szepczą między sobą, zastanawiając się czy to byłem faktycznie ja. Przeważnie spotykam się z życzliwymi reakcjami.
To miłe, ale momentami męczące?
- Zależy od sytuacji. Na pewno, gdy się spieszę (śmiech). Jeśli mam trochę czasu to zawsze znajdę chwilkę dla każdego. Staram się żyć spokojnie, nigdzie się nie spieszyć, więc zazwyczaj jest w porządku.