Gwiazdy od kuchni: Andreas Goldberger

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski

9 marca 1996 roku to data ostatniego w karierze zwycięstwa Andreasa Goldbergera w zawodach Pucharu Świata. Austriak triumfował na skoczni Certak w Harrachovie, a obok niego na podium stanęli Christof Duffner i Jaroslav Sakala. Sezon 1996/97 nie był jednak aż tak beznadziejny w wykonaniu "Goldiego", jakby mogło się wydawać. Wciąż jeszcze młody skoczek sześciokrotnie kończył zawody Pucharu Świata na podium i w klasyfikacji generalnej zajął całkiem dobre szóste miejsce. Dodatkowo na mistrzostwach świata w Trondheim wywalczył brąz na skoczni normalnej. Na początku marca zanotował natomiast bolesny upadek na obiekcie w Lahti, co zaowocowało poważną kontuzją ramienia i koniecznością opuszczenia pięciu ostatnich konkursów PŚ.

Sukcesy Andiego wywołały w Austrii prawdziwy szał na skoki narciarskie, porównywalny do tego, z jakim mieliśmy do czynienia w Polsce po paśmie wspaniałych występów Adama Małysza. Goldberger zdobywał w swoim kraju nagrody dla sportowca roku oraz został dwukrotnie uhonorowany Odznaką Honorową za Zasługi dla Republiki Austrii, czyli najwyższym odznaczeniem państwowym. Dzięki popularności i związanymi z nią kontraktami reklamowym zarabiał krocie i nabył przepiękny dom w Mondsee w Górnej Austrii. - Wtedy sobie pomyślałem: "Już nic więcej nie jest mi potrzebne do szczęścia" - opowiada. Nie wszystko w jego życiu układało się jednak jak w bajce. Andi stracił prawo jazdy za jazdę po pijanemu, a 13 czerwca 1996 roku jeden z jego trenerów, Franz-Josef Hoellwarth, został aresztowany na granicy niemiecko-holenderskiej za przemyt 100 gramów czystej heroiny. Po czasie okazało się, że brat Martina Hoellwartha był uzależniony od tej substancji już od kilku lat, a praca asystenta głównego coacha austriackiej kadry służyła mu tylko do łatwiejszego szmuglowania narkotyku. W kwietniu 1997 roku na jaw wyszła jeszcze gorsza informacja. W wywiadzie na antenie telewizji ORF Goldberger przyznał się do zażycia kokainy w wiedeńskim nocnym klubie P1. Sytuacja ta miała mieć miejsce 5 września poprzedniego roku, a do jej ujawnienia skłoniły Andiego zeznania dilera, który twierdził, że sprzedał "Goldiemu" około sześćdziesiąt działek kokainy za równowartość dwudziestu sześciu tysięcy szylingów.

W trakcie policyjnego śledztwa oskarżony o handel narkotykami Guenter S. ujawnił też, że obok trzykrotnego zdobywcy Kryształowej Kuli kokainę zażywał jeszcze jeden z członków reprezentacji Austrii w skokach narciarskich. Podejrzenia padły na Martina Hoellwartha, który razem ze swoim bratem również przebywał tamtej feralnej nocy w klubie P1. Zawodnik przyznał się do obecności w lokalu, jednak twierdził, że nie było go z "Goldim", kiedy ten udał się na zaplecze w wiadomym celu. W związku z prowadzonym śledztwem wszyscy skoczkowie austriackiej kadry zostali poddani testowi na obecność zabronionych substancji. Wynik badania okazał się negatywny, lecz Goldberger mimo wszystko nie uciekł od odpowiedzialności i został przez rodzimą federację zawieszony na sześć miesięcy.

Andiemu nie spodobało się to jak z nim postąpiono, a dodatkowo nie miał ochoty trenować w kadrze pod okiem związkowego trenera i pragnął ćwiczyć indywidualnie z Heinzem Kochem, pod którego kierunkiem osiągał najlepsze rezultaty. Federacja ani myślała jednak pójść na jakiekolwiek ustępstwa i za aferę z zażywaniem kokainy dodatkowo ukarała swojego zawodnika dość pokaźną grzywną. Konflikt z OESV sprawił, że "Goldi" pomyślał o przyjęciu obywatelstwa innego kraju. Rozważał nad wyrobieniem sobie paszportu San Marino, Grenady oraz... Jugosławii. - W zeszłym tygodniu załatwiłem wszystko z Jugosłowiańską Federacją Narciarską i otrzymałem obywatelstwo - mówił w listopadzie 1997 roku. - Teraz jestem Jugosłowianinem, ale moje serce zawsze będzie należało do Austrii. Muszę jednak brać udział w zawodach, żeby zyskać formę, która pozwoli mi osiągać lepsze wyniki. Krok podjęty przez "Goldiego" stał się w Austrii wydarzeniem rangi państwowej. Choć urodzony w Ried im Innkreis sportowiec nie notował już tak spektakularnych rezultatów jak jeszcze kilka lat wcześniej, to wciąż był magnesem dla kibiców, którzy tłumnie przybywali na zawody głównie dla niego, zrzeszając się nawet w fankluby. Podejrzewano, że w obliczu zmiany obywatelstwa współpracę z "Goldim" zerwie firma Red Bull, ale nic takiego nie miało miejsca. Dietrich Mateschitz nie brał nawet pod uwagę takiej opcji. Austriackie skoki nie mogły sobie pozwolić na stratę kogoś takiego jak Andreas Goldberger, więc już na początku grudnia znaleziono na zawodnika "kwity", które poddawały w wątpliwość sens przyjęcia przez niego jugosłowiańskiego obywatelstwa. Otóż okazało się, że w przypadku każdego Austriaka wejście w posiadanie paszportu obcego państwa jest równoznaczne z utratą tego austriackiego. Ponadto jako Jugosłowianin "Goldi" musiałby uzyskać pozwolenie na stałe zamieszkanie w Austrii oraz przekraczanie jej granic. W tej sytuacji po rozmowie z ministrem spraw wewnętrznych sportowiec zrezygnował z pomysłu reprezentowania innego kraju i już w grudniu odzyskał właściwe obywatelstwo. Wreszcie dołączył również do kadry prowadzonej już przez Mikę Kojonkoskiego.

- To był najgorszy i najtrudniejszy czas w moim życiu - opowiada Goldi o aferze kokainowej. - Miałem złych doradców, posłuchałem ich i za to spadła na mnie olbrzymia fala krytyki. Nie byłem już nazywany "Goldim", a przestępcą. Popełniłem wielki błąd, ale kto żadnego nie popełnił w swoim życiu? Cała ta sprawa odcisnęła na mnie piętno i wpłynęła również na moje wyniki sportowe. Wiele się jednak wtedy nauczyłem i teraz już wiem, gdzie jest mój dom oraz komu mogę ufać. W tamtym trudnym okresie wiele osób odwróciło się od Andiego, ale jeden człowiek zawsze był przy nim. Chodzi oczywiście o Ediego Federera. - Traktował mnie niczym rodzonego syna - dodaje legendarny skoczek. - Podczas konkursów denerwował się bardziej ode mnie. Nigdy nie zapomnę również, że zawsze trzymał moją stronę i był przy mnie nie tylko w tych dobrych chwilach, ale również wtedy, kiedy działo się źle. Był takim moim buforem i bardzo mi go dziś brakuje.

Gdyby nie Edi Federer, Andi rzeczywiście być może nigdy nie dorobiłby się takiego majątku, jakim dysponuje w dniu dzisiejszym. Nie wszyscy uważają jednak menadżera "Goldiego" za dobrego człowieka. - Kiedyś u rzeźnika można było kupić kiełbasę "goldbergerkę" - wspomina Rudolf junior, brat Andreasa. - Potem jednak przyszedł Federer i skończyły się te czasy. On chciał jak najwięcej zarobić na wizerunku mojego brata i sprzedawał dosłownie wszystko co się dało. Z jego powodu w końcu przestał istnieć fanklub "Goldiego". To był naprawdę trudny człowiek, chyba pozbawiony uczuć. Wszędzie widział szmal. Mówi się, że pieniądze nie śmierdzą i według Rudolfa właśnie dlatego Andi tak długo trwał przy Edim, który zdaniem mężczyzny czerpał korzyści z naiwności sportowca. - Oczywiście wykonał wiele pionierskiej pracy, bo przecież nigdy wcześniej nie zdarzyło się, żeby skoczek miał prywatnych sponsorów - dodaje. - Nigdy jednak nie zapomnę, gdy pewnego razu siedzieliśmy we trójkę w hotelu, a on wypalił: "Goldberger, Federer i papież mogą wszystko".

Zamieszanie wokół "Goldiego" wyraźnie odbiło się na rezultatach osiąganych przez niego na skoczni. W sezonie 1997/98 Austriak ani razu nie stanął na podium Pucharu Świata. Podczas igrzysk olimpijskich w Nagano wystąpił w zaledwie jednym konkursie indywidualnym, plasując się na odległej lokacie, a na mistrzostwach świata w lotach w Oberstdorfie również nie błyszczał. W kolejnej kampanii spisywał się niewiele lepiej, po raz drugi z rzędu zajmując siedemnaste miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ. Tym razem udało mu się stanąć na podium zawodów w Oberstdorfie w ramach 46. Turnieju Czterech Skoczni, ale potem jego forma spadła i nie załapał się nawet do składu reprezentacji Austrii na mistrzostwa świata w Ramsau. Mały przełom przyniósł dopiero sezon 1999/2000. Kibicie wprawdzie nie oglądali wówczas "Goldiego" w dyspozycji z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych, lecz niespełna dwudziestoośmioletni skoczek zajął drugą lokatę w klasyfikacji Letniej Grand Prix, a zimą nadal trzymał nogę na gazie, plasując się w "generalce" Pucharu Świata na piątej pozycji. Pięciokrotnie stał na podium - raz na jego drugim stopniu i cztery razy na trzecim. Tamte zmagania należały do Martina Schmitta, a z Austriaków lepszy od "Goldiego" był tylko Andreas Widhoelzl. - Wydawało się, że Andreas wreszcie dojrzał, a nagonka na niego się skończyła - wspomina Toni Innauer. - Podczas wyjazdów na zawody mieszkał w pokoju razem z Wolfgangiem Loitzlem i nikt nie robił sobie z niego żartów pytając, czy uczy młodego wciągać koks.

18 marca 2000 roku, Planica. W lutowych mistrzostwach świata w lotach w Vikersund Andi był ósmy, ale tamtego dnia zrekompensował sobie brak medalu, skacząc podczas konkursu drużynowego aż 225 metrów, co stanowiło nowy, nieoficjalny rekord świata. Po wspaniałym locie Austriak uniósł ręce w geście triumfu, a po chwili uradowany Edi Federer podbiegł do niego, żeby go wyściskać. To była niezapomniana chwila i swego rodzaju nagroda dla Goldbergera za nieustany rekordowy skok na Velikance sprzed sześciu lat. - Wydaje mi się, że Andi wciąż ma osiemnaście lat - mówił menadżer o swoim podopiecznym, który wciąż zachwycał młodym wyglądem. - Traktujemy go z żoną jak nasze trzecie dziecko. - Tamten lot to była dla mnie szczególna nagroda - dodaje "Goldi". - I ten Edi Federer wybiegający za ogrodzenie. On był dla mnie naprawdę ważną osobą i wiele mu zawdzięczam. Dzięki niemu mogłem w stu procentach skupić się na sporcie, a on dbał o całą resztę. Często brał na siebie rolę kozła ofiarnego. Był wspaniałym przyjacielem.

Lata 2000-04 to definitywny koniec obecności Andiego w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, ale i czas, gdy na skoczni radził sobie jeszcze całkiem przyzwoicie. Ba, wielu zawodników dałoby się pokroić za rezultaty, które osiągał były uczeń Schigymnasium Stams. Austriacką kadrę w tamtym okresie prowadziło aż trzech szkoleniowców: Alois Lipburger (w lutym 2001 roku zginął w wypadku samochodowym), Toni Innauer oraz Hannu Lepistoe. W kampanii 2000/01 Goldberger został sklasyfikowany na czternastej lokacie "generalki" PŚ, w kolejnej był trzynasty, a potem dwunasty i osiemnasty. W 2001 roku uplasował się na drugim miejscu w Letniej Grand Prix i Turnieju Nordyckim oraz wywalczył złoty medal w konkursie drużynowym podczas mistrzostw świata w Lahti. W zawodach indywidualnych po raz ostatni stanął na podium 1 stycznia 2003 roku w Garmisch-Partenkirchen, a w trakcie mistrzostw świata w lotach, rozgrywanych w 2004 roku w Planicy, do spółki z Andreasem Widhoelzlem, Wolfgangiem Loitzlem oraz Thomasem Morgensternem sięgnął po brąz w konkursie drużynowym. - Ostatnio często robię za kierowcę Thomasa, bo on nie ma jeszcze prawa jazdy - żartował.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×