Kamil Stoch ogromnie rozczarował wszystkich swoich kibiców i zajął dopiero 32. miejsce w kwalifikacjach do mistrzostw świata w lotach narciarskich. Tym samym nie awansował do głównych zawodów, które w piątek rozpoczną się na mamuciej skoczni w Kulm.
Po czwartkowym niepowodzeniu Polak nie chciał rozmawiać z mediami, a Łukasz Kruczek wyznał, że pojawił się temat wyjazdu Stocha z Austrii i jego powrotu do kraju. Ostatecznie lider naszej kadry pozostał w Kulm i będzie szykowany do startu w konkursie drużynowym.
W piątek oddał on jeden treningowy skok (wylądował w okolicach 185 metra) i porozmawiał na temat ostatnich wydarzeń z serwisem skijumping.pl.
- Czasami musimy przeżyć coś bardzo mocnego, co na nas zadziała. W czwartek krążyły mi po głowie różne myśli, mocno to przeżyłem. Ale po powrocie do hotelu zdecydowałem, że jeżeli jest szansa, to trzeba z niej skorzystać. Po to tutaj przyjechałem - zapewnił Stoch.
- Nie przyjechałem tutaj żeby oddać trzy słabe skoki i wrócić do domu z podkulonym ogonem. Nie zamierzam się poddawać, walczę o to, by zbudować pewność siebie i wrócić do cieszenia się skokami.
- Wstrząsów w mojej karierze było wiele. Widocznie ja tego potrzebuję żeby wrócić na właściwą ścieżkę. Nie wydarzyło się jednak nic takiego złego, by rozpaczać. Życie mi się nie zawaliło. Zepsułem totalnie swój skok i nie można się usprawiedliwiać, ale widocznie tak musiało być - ocenił.
- Czy w czwartek wyłączyłem się dla wszystkich? Nie, ale nie miałem nic do powiedzenia. Co miałem powiedzieć? Że przepraszam? Wspiera mnie bardzo dużo ludzi, za co im bardzo serdecznie dziękuję, ale nie chcę nic mówić w emocjach, czego bym później żałował - zakończył dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi.
Zobacz także: Szczere wyznanie Kubackiego: byłem zaskoczony, dało mi to kopa w d...
W drużynówce będzie Ci lżej . Wrócisz Czytaj całość