W ostatnich latach skoczkowie z USA stanowili tło dla najlepszych. Najczęściej ich występy kończyły się na kwalifikacjach, maksymalnie na pierwszej serii głównych zawodów. Amerykanie mogli tylko przywoływać z pamięci Alana Alborna i Clinta Jonesa, którzy w latach 2000-2003 regularnie kwalifikowali się do zawodów i zdobywali w nich punkty do klasyfikacji generalnej.
Tegoroczny sezon letni w skokach narciarskich wskazuje jednak, że dla skoków w USA pojawiło się światełko w tunelu. Wszystko ze sprawą Kevina Bicknera. 20-latek, reprezentant klubu Norge Ski Club, w Pucharze Świata zadebiutował w 2015 roku w Lillehammer. Wówczas Bickner nie przebrnął jednak kwalifikacji. Na pierwsze punkty w karierze reprezentant USA musiał poczekać rok. W minionym sezonie 20-letni skoczek zajął 30. miejsce na mamucie w Vikersund i tym samym zdobył swój premierowy punkt w zawodach najwyższej rangi.
Wystrzał formy Bicknera przyszedł kilka miesięcy później. Zawodnik swoje starty w Letnim Grand Prix rozpoczął od zawodów w Einsiedeln, gdzie zajął ósmą pozycję. Na skoczni olimpijskiej w Hakubie było jeszcze lepiej. Amerykanin świetnie odnalazł się w Kraju Kwitnącej Wiśni. Co prawda w pierwszym konkursie był szesnasty, ale w drugim sensacyjnie prowadził po pierwszej serii, ostatecznie kończąc zmagania na siódmej lokacie.
Główny zainteresowany nie jest jeszcze gotowy na wygrywanie konkursów, ale startami w Szwajcarii i Japonii pokazał, że z miesiąca na miesiąc czyni stałe postępy i jeśli utrzyma swoją dyspozycję do zimy, wówczas powinien regularnie punktować w kolejnej edycji walki o Kryształową Kulę.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Anita Włodarczyk: Na memoriale zawsze jestem najbardziej zmotywowana (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
[/color]