Koniec z "garbikiem i fajeczką". Nowa pozycja najazdowa sekretem skoków Piotra Żyły

PAP / Grzegorz Momot
PAP / Grzegorz Momot

Zdaniem wielu ekspertów dziwaczna pozycja dojazdowa Piotra Żyły nie tylko mu nie pomagała, ale wręcz przeszkadzała. W tym roku skoczek dostał jednak ultimatum i musiał zmienić swoją technikę. Na pozytywne efekty nie trzeba było długo czekać.

To jeden z najsłynniejszych wywiadów ostatnich lat. W styczniu 2013 roku Piotr Żyła dzielił się wrażeniami z dopiero co oddanego skoku na zawodach Pucharu Świata w Wiśle. - Po prostu ruszałem z belki, garbik, fajeczka, no i leciało - mówił ze śmiechem o konkursie, który był wówczas dla niego najlepszym w karierze. Rozmowa była emitowana na żywo na antenie TVP1 i stała się hitem. W Internecie wybuchła na pewien czas swoista "Żyłomania", a słowa o "garbiku i fajeczce" zapamiętał niemalże każdy kibic.

To, co cieszyło fanów, stało się jednak bolączką dla trenerów. Żyła w obrazowy sposób opisał swoją pozycję dojazdową, niepodobną do żadnej innej. Po odbiciu z belki startowej stosował swój patent, który początkowo przynosił mu sukcesy - dwa miesiące po słynnym wywiadzie skoczek triumfował w Pucharze Świata w Holmenkollen. Na "garbik" przymknięto więc oko, a zawodnik przyzwyczaił się do niego na tyle, że nie chciał słyszeć o jakichkolwiek zmianach. Problem w tym, że po pierwszych dobrych wynikach Żyła wypadł z czołówki. Rady rodzimych autorytetów nie pomagały - skoczek uparcie stosował swoją nietypową technikę.

- Pozycja najazdowa jest przed skokiem najważniejsza - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Rafał Kot, były fizjoterapeuta polskiej reprezentacji. - To, jak się zawodnik odbije, zależy od tego, jak dojedzie do progu. Jeżeli sylwetka jest bardzo opływowa, to pojedzie się szybciej, a im większa szybkość, tym dalszy skok. Ułożenie ciała musi być dla zawodnika takie, żeby w 0,2 sekundy wyzwolić na progu całą energię odbicia. Jeżeli zawodnik ma sylwetkę poukładaną, to jedzie równo i ma pełną siłę odbicia. Jeżeli zaś jest bardzo pochylony do przodu lub do tyłu, to odbicie nigdy nie będzie w stu procentach dobre.

Żyła takich argumentów nie słuchał. W ostatnim sezonie ledwie sześć razy wchodził do drugiej serii konkursów Pucharu Świata. Zajmowane miejsca były jednak odległe - ani razu nie zmieścił się w czołowej dziesiątce. Ratunkiem dla sportowych losów Żyły okazała się zmiana trenera. Stefan Horngacher zagroził bowiem wyrzuceniem zawodnika z kadry, jeśli ten dalej będzie stawiał na swoim. Tym razem 29-latek dał się przekonać. - Z jego sylwetki najazdowej nie dało się daleko skakać - stwierdza wprost Rafał Kot. - Mówił mu to Adam Małysz, mówili Jasiu Szturc, Łukasz Kruczek, ale on nikogo nie chciał słuchać i uważał, że dla niego to jest coś najlepszego. Stefan Horngacher postawił mu jednak warunek: będzie w kadrze jeżeli się podda jego metodom treningowym i to on ustali mu sylwetkę. Piotrek był na początku trochę niecierpliwy, bo po zmianie cały sezon letni miał niezbyt udany. Teraz zaczęło to jednak procentować, już przyzwyczaił się do nowej sylwetki, i skoki go coraz bardziej cieszą. Przy jego możliwościach i dynamice możemy oczekiwać naprawdę dobrych skoków - uważa Kot.

W trzech pierwszych konkursach Pucharu Świata Żyła trzykrotnie mieścił się w drugiej dziesiątce. Jego dalekie skoki oddane w zawodach drużynowych przyczyniły się do zwycięstwa Polaków w Klingenthal. Już teraz ma na koncie ponad połowę punktów, które zdobył przez całą poprzednią zimę. Za "garbikiem" nie musi więc już tęsknić.

ZOBACZ WIDEO: Szczere słowa Wojciecha Fortuny: nie uniosłem ciężaru popularności

Źródło artykułu: