Znakomity początek Stefana Horngachera. Nowy trener odmienił kadrę skoczków

PAP / PAP/Grzegorz Momot
PAP / PAP/Grzegorz Momot

W tydzień od inauguracji Pucharu Świata Polacy osiągnęli więcej, niż przez cały poprzedni sezon. Trener Stefan Horngacher tchnął w swój zespół nowego ducha i sprawił, że zarówno o nim, jak i o zawodnikach, mówi się w samych superlatywach.

[b]

Zwycięstwo w Zakopanem[/b]

Był styczeń 1999 roku gdy Puchar Świata w skokach narciarskich po rocznej przerwie ponownie zawitał do Zakopanego. Pierwszy z dwóch rozegranych konkursów wygrał 29-latek z Austrii, Stefan Horngacher. Uosobienie skokowej solidności, zawodnik regularnie plasujący się gdzieś na przełomie pierwszej i drugiej dziesiątki, wreszcie pokusił się o coś więcej. Było to dopiero jego drugie, i jak się okazało, ostatnie zwycięstwo w Pucharze Świata, odniesione siedem lat po poprzednim. Stojąc na podium pod Wielką Krokwią Austriak nie mógł nawet przypuszczać, że do Polski jeszcze wróci, tyle że w innej roli.

Konieczne zmiany

Zima 2015/2016 to najgorszy sezon naszych skoczków od lat. Zawodnicy, którzy wcześniej wygrywali pucharowe konkursy i mieli w dorobku szereg innych sukcesów z mistrzostwem olimpijskim włącznie, teraz na palcach jednej ręki mogli policzyć swoje miejsca w czołowej dziesiątce. O koniecznych zmianach mówiło się otwarcie, a gdy trener Łukasz Kruczek poinformował, że rezygnuje ze stanowiska, powszechne stało się przekonanie, że zastąpi go właśnie Stefan Horngacher. Austriak to trener już doświadczony, ale jednocześnie wciąż niespełniony i na dorobku. W Polsce pracował już przed dekadą jako asystent Heinza Kuttina, a teraz chętnie podjął się wyzwania. Konkurs na nowego trenera był zatem formalnością.

Trenerzy na podobnym poziomie?

- Świeży powiew był naszej kadrze potrzebny - mówi nam Rafał Kot, były fizjoterapeuta polskiej reprezentacji, prywatnie ojciec Macieja Kota. - Brakowało nowej myśli szkoleniowej. Pewne rzeczy były skostniałe, ale zaznaczam, że nie ujmuję nawet w jednym procencie zasług Łukasza Kruczka. Są one niepodważalne, bo jest to jeden z największych trenerów na świecie. Pewne rzeczy się jednak wypaliły i było trzeba spróbować czegoś nowego.

- Łukasz Kruczek prezentuje podobny poziom trenerski jak Stefan Horngacher - uważa Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego. - Pracował jednak z kadrą osiem lat, a to wywołało różne problemy. Padły relacje międzyludzkie, wszystko się porozchodziło, zaczęły się rywalizacje między sztabami trenerskimi i między zawodnikami. To wszystko miało niezdrowe tło. W styczniu Kruczek raz jeszcze pokazał klasę, gdy sam zgłosił, że dla dobra drużyny lepiej będzie jeśli zrezygnuje. Można porównywać tych trenerów, ale nie wyobrażam sobie, żeby również Horngacherowi po ośmiu latach udało się wszystko zachować na takim poziomie jak teraz.

ZOBACZ WIDEO Małysz, Stoch, Kowalczyk i... Jan Paweł II. Niezwykła ekspozycja Wojciecha Fortuny


Lato marzeń

Gdyby spytać przeciętnego kibica o skoki narciarskie na igelicie, to nie można wykluczyć, że złośliwie przypomniałby letnie sukcesy Polaków. Już wiele razy zdarzało się, że w Grand Prix nasi skoczkowie radzili sobie wyśmienicie, by następnie zimą ustępować wielu rywalom. Gdy w tym roku Polacy znowu wygrywali latem co tylko się dało, a Maciej Kot triumfował w klasyfikacji generalnej cyklu, obaw o kolejną powtórkę z rozrywki nie brakowało. Trener Horngacher poskładał jednak skokowe puzzle w sposób prawidłowy. Lato rzeczywiście ułożyło się rewelacyjne, ale jednocześnie było tylko etapem na drodze do zimy. Przejście na śnieg udało się sprawnie i płynnie, a Polacy nadal są w ścisłej czołówce, co udowodnili wygrywając drużynowy konkurs w Klingenthal. Nie ma już nerwowego oczekiwania na konkursy w Engelbergu, które zwykle były dla naszych skoczków przełomem po wpadkach w Kuusamo. Tym razem dobrze jest od samego początku.

Trener-partner do rozmowy

Skoczkowie nie mogą się Horngachera nachwalić. Austriak nie okazuje ekspresyjnie radości po dobrych próbach swych podopiecznych - przypomina pod tym względem samego siebie z czasów zawodowej kariery, gdy imponował spokojem. Gdy trzeba to zdecydowanie postawi na swoim (Piotr Żyła dostał ultimatum: albo natychmiast zmienia pozycję dojazdową albo wypada z kadry), ale jednocześnie potrafi doradzić niemalże po ojcowsku. Ceni sobie rozmowę, słucha co skoczkowie mają mu do powiedzenia. - Już dziesięć lat temu miał w swojej grupie Kamila Stocha i Piotra Żyłę, więc miał okazję ich poznać. Został wówczas u nas zapamiętany jako świetny trener, bardzo lubiany przez zawodników. Wsłuchuje się w to co mówią, bardzo dużo z nimi rozmawia, dogłębnie dopytuje się o wszystko. Zawodnicy to doceniają - mówi nam Apoloniusz Tajner.

Celem igrzyska w Pjongczang

Horngacher nie tylko poprowadził Polaków do zwycięstwa w Klingenthal, ale i postarał się o odtworzenie tzw. team spirit. Ostatniej zimy morale kadry wyraźnie podupadło, więc Austriak miał pole do popisu. Dziś motywacja jest znów wielka, bo sami skoczkowie widzą, że to może być ich rok. - Horngacher tchnął nowości w naszych zawodników, a oni to skwapliwie podchwycili. Miejmy nadzieję, że to obecne rozdanie kart będzie dla nas wspaniałe. Znowu jest bowiem widoczny duch tej drużyny - podkreśla Rafał Kot.

Dobrze jest już teraz, bo wygrywając drużynowy konkurs w Klingenthal Polacy osiągnęli więcej, niż przed całą poprzednią nieudaną zimę. O jakimkolwiek spoczywaniu na laurach nie ma jednak mowy. Szkoleniowiec patrzy w przyszłość długofalowo. - Ten sezon jest dla niego etapem przygotowań do igrzysk olimpijskich, o których myśli już teraz i które widzi w tle. Ma za sobą pierwsze miesiące, które były mu potrzebne żeby wszystko zaskoczyło. Efekty widać już teraz, choć nie znaczy, że tak cudownie będzie również dalej. Czas płynie, może to wyglądać różnie, ale możemy być pewni, że Kot i Stoch ten sezon wytrzymają i będą liderami. Możemy też oczekiwać niespodzianek ze strony pozostałych zawodników - mówi Apoloniusz Tajner.

Z pomocą Adama Małysza

Stefan Horngacher jest głównym trenerem kadry i bezsprzecznie ostatnie słowo należy do niego, ale nie zamyka się na innych. Szkoleniowiec wie, kim dla Polaków jest Adam Małysz, jednak nie miał nic przeciwko temu, aby nasz były skoczek dołączył do sztabu jako doradca-koordynator. Austriak nie ma obaw, że ktokolwiek uzna, iż Małysz z uwagi na swoje sukcesy powinien być najważniejszy. To Horngacher mocno trzyma ster, a jednocześnie chętnie wsłuchuje się w dobre rady.

- Dołączenie Małysza do zespołu to był ostatni potrzebny element - uważa Apoloniusz Tajner. - Czułem, że tam brakuje jeszcze kogoś, kto będzie takim opiekunem, koordynatorem. W sztabie Horngachera każdy zajmuje się swoją pracą, ale nie było kogoś, kto będzie wszystko łączył i wkraczał wtedy, gdy w którymś elemencie będzie potrzebna pomoc. Adam wpasował się w to świetnie i też miał swój wpływ na wygraną w Klingenthal. Przed tym sezonem celem było otwarcie potencjału naszych zawodników, bo wiadomo było, że ten potencjał jest duży, tylko nieotwarty, trochę przymknięty. Już teraz można powiedzieć, że to się Horgnacherowi udało.

Sezon dopiero się rozkręca, a apetyty kibiców rosną. Jednocześnie rośnie pewność siebie skoczków i ich wewnętrzne przekonanie, że ta zima naprawdę może należeć do nich. Oby tak właśnie było.

Daniel Ludwiński

Źródło artykułu: