Tande przed ostatnim konkursem 65. TCS był liderem klasyfikacji generalnej. Nad drugim Kamilem Stochem miał 1,7 punktu przewagi. W pierwszej serii piątkowych zawodów lepszy był Polak, ale wygrywał z Norwegiem tylko o 2,8 punktu.
O tym, kto zgarnie 20 tysięcy franków szwajcarskich, nowiutkie audi i złotego orła, miała zadecydować seria finałowa na skoczni imienia Paula Ausserleitnera. A ta okazała się dla Tandego koszmarem - w czasie wybicia z progu z jego prawej narty wypadł zatrzask zabezpieczający od wiązania. Narta trzymała się na samej lince i 22-latek zamiast o jak najdalszym skoku musiał myśleć o bezpiecznym wylądowaniu.
Wylądować się udało, ale tylko 117 metrów odebrało Tandemu wszelką nadzieję. Chwilę później Stoch skoczył o 21,5 metra dalej i pewnie triumfował w całym cyklu. Norwegowi na osłodę pozostało trzecie miejsce.
- Takie wypadki czasami się zdarzają. To jednak głupie, że Daniela spotkało to w ostatnim skoku Turnieju Czterech Skoczni. Musimy dopilnować, by nic podobnego się nie powtórzyło - powiedział trener reprezentacji Norwegii Alexander Stoeckl.
ZOBACZ WIDEO: Ojciec Macieja Kota: decyzja Łukasza Kruczka zabolała syna
Anders Fannemel nie mógł się nadziwić, że jego kolega z kadry nie mógł walczyć o zwycięstwo z tak błahego powodu. - To niepojęte, że zatrzask wszystko zrujnował. Coś takiego zdarza się raz na dziesięć tysięcy skoków. Mnie nie zdarzyło się nigdy. Oglądałem powtórki i byłem pod wrażeniem, że Daniel wylądował, gdy narta trzymała mu się tylko na kawałku linki - powiedział rekordzista świata w długości lotu na nartach.
- Takie zdarzenie często przytrafia się sportowcowi tylko raz w karierze. To nieprawdopodobnie przykre - tak pecha Tandego skomentował inny z jego kolegów z reprezentacji, Tom Hilde.
65. Turniej Czterech Skoczni wygrał Kamil Stoch przed Piotrem Żyłą. Tande zakończył cykl na trzecim miejscu, tuż przed kolejnym z Polaków, Maciejem Kotem.