Po raz ostatni Schlierenzauer startował w Pucharze Świata w styczniu ubiegłego roku w Innsbrucku. O jego powrocie mówiło się od dawna, ale kolejne terminy były przekładane i niektórzy kibice wątpili nawet w to, czy Austriak w ogóle wznowi karierę. Ostatecznie tak właśnie się stało i w piątek Schlierenzauer ponownie zasiądzie na belce. Jego start to dodatkowa atrakcja zawodów w Wiśle.
Na co stać słynnego skoczka? Zdania są podzielone, ale nie brakuje opinii, że przynajmniej początek będzie trudny. Podczas piątkowej konferencji prasowej w Wiśle głos zabrał także Adam Małysz, obecny dyrektor sportowy PZN ds. skoków i kombinacji norweskiej. - Rozmawiałem na ten temat z paroma osobami jeszcze podczas Turnieju Czterech Skoczni, w tym z serwismanem Fischera. Mówił, że Gregor skacze dobrze, ale że jego zdaniem będzie sukces jak znajdzie się w czołowej trzydziestce. Nie ukrywajmy, po tak długiej przerwie od skakania jest zawsze trudno. Czołówka odjeżdża mocno. W pewnym momencie budzisz się i niby wiesz, że możesz, ale jednak w tym momencie cię na to nie stać. Życzę mu jak najlepiej, ale nie sądzę, żeby już teraz się liczył. Czołówka jest poza jego zasięgiem. Dochodziły też słuchy, że kręcą się przy nim media, obserwują jego treningi, a to nie pomaga w powrocie - powiedział Adam Małysz.
W kwalifikacjach Wiśle Schlierenzauer będzie miał dwudziesty pierwszy numer startowy. Aby wystartować we właściwym konkursie musi pokonać minimum osiemnastu rywali.
ZOBACZ WIDEO: Polscy skoczkowie zazdrościli Adamowi Małyszowi pieniędzy