PŚ w Pjongczang: kuriozalna sytuacja. Polak powtarzał swój skok i upadł

PAP/EPA / JEON HEON-KYUN
PAP/EPA / JEON HEON-KYUN

Czwartkowy indywidualny konkurs PŚ w skokach wygrał Maciej Kot. Powodów do zadowolenia nie miał natomiast Stefan Hula. Skoczek ze Szczyrku był jednak jednym z głównych bohaterów zmagań, bowiem w pierwszej serii powtarzał swój skok.

W tym artykule dowiesz się o:

Od kilku konkursów Stefan Hula przeżywa kryzys formy. Regularnie punktujący na początku sezonu 2016/2017 Polak, ostatni raz w czołowej trzydziestce był podczas konkursu PŚ w Zakopanem, gdy zajął 24. miejsce.

Serię 6 zawodów z rzędu bez punktów podopieczny Stefana Horngachera chciał przerwać w czwartek w Pjongczang. Niestety dla samego zawodnika jak i jego kibiców, przełamania nie było. Polak na awans do finałowej serii miał jednak aż dwie próby. Dlaczego?

Po pierwszym skoku Huli na zaledwie 88. metr osoby odpowiedzialne za tory lodowe na skoczni, zaczęły przy nich pracować. Kilka minut później okazało się, że służby porządkowe wyciągały z torów kryształki lodu, które mocno spowolniły naszego reprezentanta na rozbiegu (prędkość 82 km/h, a więc o ponad kilometr wolniej niż pozostali) i uniemożliwiły mu dłuższy skok.

W związku z tym jury zawodów podjęło słuszną decyzję, aby skok Huli powtórzyć. Polak skakał jako ostatni w pierwszej serii, tuż po próbie swojego rodaka Kamila Stocha. Gdy Hula zasiadł na belkę startową, po raz kolejny wskazywał służbom porządkowym, że w torach są kryształki lodu.

ZOBACZ WIDEO Stefan Hula: czuję, że za chwilę przyjdą lepsze skoki

Polak otrzymał jednak zielone światło, tym razem uzyskał lepszą prędkość na progu i skoczył 95 metrów. Zawodnik ze Szczyrku nie utrzymał jednak równowagi po wylądowaniu i niegroźnie przewrócił się, ostatecznie kończąc zmagania na 46. pozycji.

Przypomnijmy, że czwartkowe zawody w Pjongczang na normalny obiekcie wygrał Maciej Kot. W czołowej dziesiątce znalazło się jeszcze miejsce dla szóstego Kamila Stocha i ósmego Dawida Kubackiego.

Komentarze (0)