Korespondecja z Lahti: Bajkowe miasto dla Polaków było łaskawe. Będzie najłaskawsze w historii?

PAP/EPA / KIMMO BRANDT
PAP/EPA / KIMMO BRANDT

Mroźne, wietrzne i surowe, ale zarazem pełne zimowego piękna i uroku było Lahti w dniu otwarcia mistrzostw świata. Dla Polaków to miasto dotychczas okazywało się nadzwyczaj łaskawe. Tym razem marzymy, by było najłaskawsze w swojej historii.

W tym artykule dowiesz się o:

Finlandia już pierwszym widokiem przywodzi na myśl krainy z północnych baśni i mitów. Obserwowane z okien samolotu wybrzeże, opływane przez lodowaty Bałtyk, zapiera dech w piersiach. O fińskiej mitologii wiem niewiele, więc te obrazy szybko przypomniały mi o scenach z nordyckich opowieści. Do takich wód Odyn mógł rzucić olbrzymiego węża Jormunganda, na jednym z takich wzgórz mógł uwięzić straszliwego wilka Fenrira, a pomiędzy nie wysyłać na zwiady swoje kruki Hugina i Munina.

Z baśniowej zadumy wyrywa mnie wiatr, rzucający skrzydłami Embraera. Niepokój o szczęśliwy koniec podróży trwa na szczęście tylko chwilę i od tej pory robi się już zarówno realniej, jak i weselej. W drzwiach lotniska Helsinki-Vantaa podróżnych wita Bonnie. Zadanie ma poważne - chwytać przemytników. Respekt budzi jej chusta, z symbolem miecza o rękojeści w kształcie maski wikińskiego jarla. Piłka, którą sympatyczny psiak trzyma w pysku, całkowicie pozbawia jednak sytuację powagi. Rozbroiłaby każdego, kto przybywa do Finlandii w niecnych zamiarach.

Podróż z Helsinek do Lahti przynosi kolejne refleksje na temat natury i specyfiki tego miejsca. Gdy za przejazd oficjalnym transportem mistrzostw zażądano ode mnie 35 euro, początkowo myślałem, że była to próba wyłudzenia. Jednak później, gdy inna osoba w innym miejscu wyceniła przypilnowanie bagażu na 100 euro, doszedłem do wniosku, że to musi być tutejsze poczucie humoru.

W czasie nieco ponad godziny jazdy busem w lekkiej zamieci podziwiam surowy krajobraz. Próbując odtwarzać przeszłość kraju jej obrazy znów pożyczam od fińskich sąsiadów - od Norwega Hamsuna i "Błogosławieństwa ziemi", od Duńczyka Andersena Nexo i "Pellego zwycięzcy" - i jestem pod wielkim wrażeniem uporu i wytrwałości kolejnych pokoleń miejscowych w drodze do własnego dobrobytu.

Zobacz wideo: Adam Małysz apeluje: nie wywierajcie zbyt wielkiej presji na naszych skoczkach

Bardziej współcześnie wrażenie robi na mnie też pewność i spokój naszego kierowcy. W takich warunkach trzeba jeździć albo dobrze, albo wcale, nic zatem dziwnego, że z Finlandii pochodzi tylu rajdowych mistrzów świata i świetnych zawodników Formuły 1. I będą kolejni.

- Jest pewien szesnastolatek, który już teraz ściga się z dorosłymi i wygrywa z nimi - mówi prowadzący pojazd. Nazwiska nie zapamiętałem, ale dostałem zapewnienie, że jeszcze o tym chłopaku usłyszę. Rozmawiamy też o sportach zimowych, więc jak tu nie wspomnieć o Adamie Małyszu. Pan kierowca wyznaje, że jest pełen podziwu dla tego, jak jeden człowiek przyczynił się do takiej popularności i takiego rozwoju skoków narciarskich w Polsce. No i utyskuje trochę na to, co ze skokami stało się w Finlandii.

Za to motorsport, jak już zostało wspomniane, ma się dobrze. Tak w przypadku wysokiego wyczynu, jak na poziomie cywilnym. Kiedy na pożegnanie w obecności osób trzecich nazywany jegomościa "najlepszym fińskim kierowcą", promienieje tak, że uwłacza stereotypom o mrukliwych, ponurych i smutnych mieszkańcach swojego kraju.

Na otwarcie mistrzostw, a może na nasze powitanie, Lahti przygotowało atrakcję specjalną - śnieżną zamieć. I ona jednak wydała mi się urokliwa i malownicza. Otulone w noc, skute lodem i zasypywane białym puchem tańczącym do rytmu podawanego przez mroźny wiatr ulice stworzyły obraz niczym z baśni Hansa Christiana Andersena. Wydało mi się, że po takim mieście mogła wędrować bosa i zziębnięta dziewczynka z zapałkami, i w takim mógł mieszkać Kai, zanim przywiązał swoje sanki do powozu królowej Śniegu.

Na ceremonię otwarcia mimo nieprzyjaznej aury przyszły tłumy. Widowisko, które zobaczyli mieszkańcy Lahti, można uznać za typowe dla tego typu wydarzeń. Prezentacja uczestników, przemówienia oficjeli, artystyczne występy, na koniec fajerwerki. A więc nic co działałoby na wyobraźnię tak mocno, jak miejscowa zima.

W tej bajkowej scenerii lada dzień o medale mistrzostw świata będą walczyć Polacy, przede wszystkim skoczkowie narciarscy. Dla naszych reprezentantów w tej dyscyplinie historycznie Lahti było bardzo łaskawe. W 1938 roku legendarny Stanisław Marusarz wrócił stąd ze srebrnym medalem. W 2001 Adam Małysz sięgnął na skoczni Salpausselka po srebro i złoto. Dodajmy do tego rok 1978 - złoto oraz brąz Józefa Łuszczka w biegach - i możemy przystępować do imprezy z tezą, że siódme co do wielkości miasto Finlandii lubi polskich sportowców, a szansa na bezprecedensowy medalowo wynik, przynajmniej w skokach, jest niepowtarzalna. Niechby tylko Lahti spróbowało zadać jej kłam! Wtedy po kilkunastu dniach zmagań z malowniczej miejscowości z bajkowo uroczą zimą może się w moich oczach stać mroźną, ciemną i nieprzyjazną dziurą.

Korespondecja z Lahti - Grzegorz Wojnarowski

Źródło artykułu: