Gdy Kot udzielał dziennikarzom wywiadów, organizatorzy odpalali akurat fajerwerki na cześć najlepszych skoczków konkursu na obiekcie K-90 - zwycięzcy Stefana Krafta, drugiego Andreasa Wellingera i trzeciego Markusa Eisenbichlera.
- Te petardy miały być w innym momencie. Na skoczni ich zabrakło - powiedział 25-letni zakopiańczyk. - Skoki były podobne do tych treningowych, to cały czas był równy i wysoki poziom. Myślę jednak, że każdy z nas byłby w stanie znaleźć w swoich próbach błędy, a inni po prostu skakali lepiej - ocenił.
- Gdyby to by Puchar Świata, byłbym z tego piątego miejsca zadowolony. Zdobyłbym przecież sporo punktów. W mistrzostwach świata liczą się jednak tylko trzy pierwsze pozycje - wyznał Kot, który znów nie miał szczęścia do warunków pogodowych. Jako jeden z nielicznych dwukrotnie skakał przy wietrze w plecy, w pierwszej serii dostał jedną z największych bonifikat punktowych.
- Zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Taki już jest ten sport, że trzeba mieć trochę szczęścia. W obu skokach czułem, że pod koniec zabrakło trochę noszenia. Leciałem dość wysoko i nagle musiałem lądować. To spowodowało też problemy z telemarkiem i od razu niższe noty - opowiadał piąty zawodnik klasyfikacji generalnej PŚ.
Zobacz wideo: Adam Małysz apeluje: nie wywierajcie zbyt wielkiej presji na naszych skoczkach
- Szczerze mówiąc, nie wiem skąd te gorsze oceny. W pierwszym skoku trochę odjechała mi narta przy lądowaniu i sędziowie mogli mi odjąć pół punktu, czy punkt, ale w drugiej serii wylądowałem naprawdę dobrze, a noty dostałem takie same. Ciężko czasami zrozumieć arbitrów, ale ja nie jestem sędzią międzynarodowym, nie znam się na tym.
W drugiej serii Kot dostał tyle samo punktów za styl, co Eisenbichler, który miał problemy przy lądowaniu poza setnym metrem. Arbitrzy przymknęli jednak na to oko i ocenili go na 18-18,5 punktu.
- Moje odczucia są takie, że ja czy Kamil wylądowaliśmy ładniej od Markusa, bo jego zachwiało. Tyle że gdybym skoczył dwa metry dalej od niego, noty nie grałyby roli. Wydaje mi się, że Eisenbichler w drugiej serii oddał skok życia. Czasami takie się udają w najważniejszym momencie. Trzeba mieć trochę szczęścia - zaznaczył Kot.
- Nasze skoki były na dobrym poziomie, ale zabrakło niuansów, które pozwoliłyby nam lepiej się ustawić po pierwszej serii. Gdyby pojawiły się skoki-petardy, to te fajerwerki strzelałyby dla nas. Kiedy skok jest dalszy, każdy sędzia daje punkt więcej. Kiedy podniesie się w górę rękę, jest radość - pół punktu więcej.
Rekompensata punktowa za wiatr i tak nie do końca oddaje to, co się dzieje, bo i tak traci się na notach. Lepiej mieć dobre warunki, skoczyć daleko, wylądować ładnie i jeszcze zebrać dobre noty - skomentował sobotni konkurs nasz reprezentant.
Z Lahti - Grzegorz Wojnarowski