Korespondencja z Lahti: Polacy zbierają siły. Jak głośny będzie ich ryk?

PAP / Grzegorz Momot
PAP / Grzegorz Momot

"Zbieramy siły" było poniedziałkowym mottem polskich skoczków narciarskich. W czwartek chcą je zmienić na "słyszcie mój ryk" tak, by rywale poczuli, że "nadchodzi zima".

Te trzy powiedzenia George R. R. Martin przypisał rodom Tyrellów, chlubiących się w herbie lwem Lannisterów i pochodzących z mroźnej północy Starków w sławnej już na całym świecie "Grze o Tron". W niej królewski tron wykonany był ze stopionych w smoczym ogniu mieczy pokonanych wrogów, a walka o niego była latami wojen, spisków i knowań.

Skoczkowie o swój tron - najwyższy stopień podium mistrzostw świata - walczyć będą za kilka dni w sposób absolutnie uczciwy. Rywali do korony można trochę zniechęcić lub postraszyć, demonstrując świetne skoki, pewność siebie i znakomity humor. A wszystko to pokazał w poniedziałek Kamil Stoch.

Choć z łóżka trzeba było zerwać się skoro świt - dyrektor Adam Małysz zdradził, że pobudka była o 5:30 - mistrz olimpijski z Soczi na Salpausselce nie wykazywał najmniejszych objawów zaspania. Wjechał na górę, poczekał na swoją kolej i od razu trzepnął 131,5 metra. - Uwielbiam to - rzucił chwilę później zadowolony.

Jak tu się nie cieszyć, skoro skakało się na obiekcie, który bardzo się lubi, zdrowie dopisuje, a kapryśna czasem dla tego sportu pogoda tym razem była wzorcowa. Rozdział o tytule "K-90", z nieprzyjemnym dla Polaków zakończeniem, już przekartkowany i zamknięty. Teraz pisze się już nowy.

ZOBACZ WIDEO AS Roma wygrała w hicie Serie A. Zobacz skrót meczu Inter Mediolan - AS Roma [ZDJĘCIA ELEVEN]

A ten rozpoczął się od wspomnianego zwrotu akcji, bo z powodu prognozowanej na popołudnie zawiei godzinę treningów zmieniono z szesnastej na dziewiątą rano. Naszych bohaterów nie wytrąciło to jednak z równowagi. Tylko Dawid Kubacki narzekał, że rano ciężko było się zebrać. On i Piotr Żyła zdziwili się potężną liczbą przedstawicieli mediów, którzy stawili się pod skocznią, żeby dokumentować ten nieprzesadnie istotny fragment rywalizacji.

Przed sporą grupą dziennikarzy musieli zresztą stawać tylko Polacy. Żurnaliści z innych krajów niemal w komplecie zrobili sobie wolne od skoków. Tylko jeden Słoweniec odpytywał swoich rodaków, a Szwajcar porozmawiał kilka minut z Simonem Ammannem.

Wracając do wczesnej pory - Maciej Kot podkreślił, że jemu decyzja o przesunięciu treningów na rano się podobała. - Lepiej przyjechać na skocznię wcześnie i oddać trzy skoki w normalnych warunkach, niż pojawić się tu później i nie skoczyć w ogóle, albo czekać pół dnia na jeden skok - podsumował. Wyniki osiągał niezłe ale sam przyznał, że stu procent możliwości nie pokazał. Na to przyjdzie czas w czwartek i na ten dzień on i jego koledzy zbierają siły.

Stoch prezentował znakomity nastrój. Po czwartym miejscu na normalnej skoczni pewnie był rozżalony, ale wszystko wskazuje na to, że już o niepowodzeniu zapomniał. Główny kandydat do tronu w polskiej ekipie po treningach prezentował dobry humor i dowcip. Poza tym cechę, która dobremu władcy jest niezbędna - pokorę, a przy okazji także kulturę osobistą i dobre wychowanie.

Gdy mistrz olimpijski przyszedł do dziennikarzy, ci rozmawiali jeszcze z Maciejem Kotem. Wielu sportowców widząc taką sytuację, wykorzystałoby okazję do uniknięcia pytań i przemknęło chyłkiem obok nich. Stoch przystanął, poczekał, aż jego kolega skończy odpowiadać i kiedy ten odszedł, zajął zwolnione przez niego miejsce.

- Oj, ktoś tu chyba stał tyłem do skoczni - zażartował, gdy jeden z tych dziennikarzy, którzy nie widzieli jego pierwszej próby, stwierdził, że mimo dobrych skoków stu trzydziestu metrów osiągnąć się nie udało. Gdy usłyszał obawy, że może na treningach powinien oszczędzać swoje kolano i nie skakać tak daleko odparł, iż nie mamy się o co martwić, a on czuje się świetnie.

Wiemy już, że Stoch na dużej skoczni na pewno będzie mocny. Na razie trudno jednak ocenić, jak głośno w konkursie zaryczy polski lew, choćby dlatego, że w poniedziałek nie skakali wszyscy medaliści z mniejszego obiektu. Stefan Kraft, Andreas Wellinger i Markus Eisenbichler odpoczywali po trudach niedzielnych zmagań w zawodach mieszanych.

Ten pierwszy pojawił się na konferencji prasowej jednego ze swoich sponsorów. Dał się nawet namówić na nagranie, w którym po polsku mówi do naszych reprezentantów "Niech Moc będzie z wami". Siła, moc - to właśnie oznacza w języku niemieckim słowo Kraft. I choć sympatyczny Austriak nigdy nie oglądał "Gwiezdnych Wojen", to Moc nie opuści go nigdy, chyba że zmieni i nazwisko. Polaków w Lahti też się ona trzyma, ale dobrych życzeń nigdy za wiele, zwłaszcza od mistrza świata.

Mroźna i śnieżna zima, która zawitała do Lahti wraz z rozpoczęciem mistrzostw świata, powoli opuszcza miasto. Na najbliższe dni, w tym na dzień konkursu na K-116, przewidywane są dodatnie temperatury. Oby jednak Biało-Czerwoni sprawili, by dla ich rywali w czwartkowych zawodach zima jednak nadeszła.

Korespondencja z Lahti - Grzegorz Wojnarowski

Komentarze (11)
Karol Paloski
28.02.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A co zrobił? 
Marek Szydłowski
28.02.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pan Grzegorz Wojnarowski porównał walkę skoczków w MŚ do filmu w "Grze o Tron" pisząc "Skoczkowie o swój tron - najwyższy stopień podium mistrzostw świata - walczyć będą za kilka dni w sposób a Czytaj całość
Evtis
28.02.2017
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Polacy wierze że w drużynie dacie rade powalczyć o złoto,a indywidualnie wpadnie któremuś z naszych jakiś medal.
Trzymam Kciuki! 
jendrula
28.02.2017
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Czwartek i sobota będą najważniejszymi dniami w tegorocznym sezonie naszych skoczków. Nie liczą się wcześniejsze wygrane, ale tu i teraz. Zawsze najbliżsi mojemu sercu będą Polacy i tylko Polac Czytaj całość
Polska dla Polaków
28.02.2017
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Trzymam kciuki za Wellingera. Oprócz Polaków oczywiście.