Kibice bardzo długo na to czekali, ale w końcu się zaczyna. W piątek skoczkowie narciarscy rywalizowali na skoczni w Wiśle w kwalifikacjach do inauguracyjnych zawodów Pucharu Świata. W sobotę uczestnicy przystąpią do konkursu drużynowego, a w niedzielę będą walczyć o pierwsze punkty do klasyfikacji generalnej. Nie wszystkim będzie to jednak dane. Wielkiego pecha na starcie sezonu ma Vojtech Stursa, który nabawił się urazu. Czech skoczył 114 metrów, ale nie ustał skoku i zaliczył bolesny upadek. Potem potrzebował pomocy medyków, a obiekt opuszczał, wyraźnie kulejąc.
Niedługo później na Facebooku poinformował fanów, że dla niego weekend się skończył. Przy okazji mocno skrytykował pomysł organizowania PŚ w Wiśle, gdy na dworze wciąż panują jesienne warunki pogodowe.
- Skakanie na górze lodowej... Nic poważnego się nie stało, a za kilka dni wszystko będzie dobrze. Skocznia była dzisiaj tragiczna. Nie wiem, jak można robić zawody przy +15 stopniach Celsjusza. To kompletny nonsens. Matka natura puka się w czoło - pisze Stursa i dodaje. - Powinniśmy mieć świadomość, że na pierwszym miejscu jest zdrowie, a nie pieniądze. Obawiam się, że zawodnicy, którzy przygotowywali się na cały sezon jutro będą skakać na tej lodowej górze. Tylko dlatego, że najważniejsze są pieniądze.
Na koniec czeski skoczek dodał, że upadek był jego winą, a on nie krytykuje organizatorów, a całe środowisko skoków narciarskich. Jego wpis jednak niczego już nie zmieni. Puchar Świata w skokach narciarskich od lat startuje w listopadzie, gdy w wielu zakątkach świata nie ma jeszcze zimy. Dlatego organizatorzy często ratują się lodowymi torami i sztucznym śniegiem, co nie raz doprowadza do groźnych wypadków.
ZOBACZ WIDEO Maciej Kot: Ten sezon ma być jeszcze lepszy. Na igrzyskach moim celem będzie medal