Wprowadzenie zmian w przepisach miało zwiększyć atrakcyjność kwalifikacji, które współcześnie są zawsze transmitowane przez stacje telewizyjne oczekujące udziału wszystkich największych gwiazd. Z punktu widzenia czołowych skoczków nowe reguły oznaczają nieco większy wysiłek i konieczność koncentracji także w dniu, który wcześniej był dla nich jedynie treningiem przed właściwymi zawodami.
Problem w tym, że zmienione zasady zmniejszyły atrakcyjność pierwszych serii konkursowych Turnieju Czterech Skoczni, na co zwraca uwagę już wielu kibiców. Przez lata fani przyzwyczaili się do ekscytujących pojedynków KO, gdyż gwiazdy często świadomie rezygnowały z kwalifikacji, aby przystąpić do bezpośredniej rywalizacji ze swoimi najgroźniejszymi konkurentami. Ryzyko nie było wielkie, gdyż z góry można było zakładać, że przegrany i tak awansuje do drugiej serii, tyle że w roli tzw. lucky losera, za to potencjalny psychologiczny zysk związany z pokonaniem innego asa kusił wielu.
Rok temu mega hitem pierwszej serii w Innsbrucku był pojedynek Kamil Stoch - Stefan Kraft, gdyż nasz reprezentant zdecydował się na pominięcie kwalifikacji. W przeszłości na identyczny krok decydowali się m.in. Sven Hannawald czy Martin Schmitt - ten ostatni w 2001 roku mierzył się bezpośrednio z Adamem Małyszem.
W bieżącym sezonie próżno szukać równie atrakcyjnych par. Najlepsi nie mogą już sobie pozwolić na rezygnację ze startu w kwalifikacjach, gdyż nie mogliby wówczas brać udziału w konkursie. Efekt jest więc taki, że np. w Oberstdorfie Richard Freitag, zwycięzca eliminacji, trafił na MacKenzie'ego Boyd-Clowesa i nie miał najmniejszego problemu z pokonaniem Kanadyjczyka będącego bardzo daleko od choćby przeciętnej formy. Liderzy trafili na słabych rywali także w Garmisch-Partenkirchen i z pewnością nie inaczej będzie również w Innsbrucku i Bischofshofen
Nowe przepisy zwiększyły więc rolę kwalifikacji, lecz jednocześnie pomniejszyły emocje w pierwszych seriach Turnieju Czterech Skoczni. Docelowo niby jest identycznie, gdyż najlepsi i tak oddają tyle samo prób, ale traktowane prestiżowo wyjątkowo hitowe pojedynki przeszły do przeszłości. Apoloniusz Tajner, prezes PZN, powiedział więc w studiu TVP wprost, że być może lepiej byłoby, aby akurat w Turnieju Czterech Skoczni najlepsza dziesiątka nadal była pewna udziału w konkursie. W takim przypadku można by się spodziewać, że jeszcze nieraz oglądalibyśmy bardzo ciekawe pojedynki par z udziałem dwóch zawodników z najściślejszej czołówki.
ZOBACZ WIDEO: Polacy zdominowali poprzedni TCS. "Żyła krzyczał i był oszołomiony. Buzowały w nim niesamowite emocje"