Stoch w ekskluzywnym klubie z Hannawaldem. "Na razie jest nas dwóch. Wielkiej imprezy nie zrobimy"

- Sven Hannawald powiedział mi na zeskoku: "Witaj w ekskluzywnym klubie". Na razie jest nas w nim dwóch. Wielkiej imprezy to my na razie nie zrobimy - mówił Kamil Stoch po swoim niesamowitym sukcesie w 66. Turnieju Czterech Skoczni.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Kamil Stoch i Sven Hannawald PAP/EPA / LISI NIESNER / Kamil Stoch i Sven Hannawald
To był kapitalny pokaz siły w wykonaniu najlepszego polskiego skoczka. Stoch dominował od Oberstdorfu do Bischofshofen i wygrał wszystkie konkursy jako drugi zawodnik w historii. Po Hannawaldzie, który dokonał tego w sezonie 2001/2002.

Słynny niemiecki skoczek zapowiedział, że jeżeli Polak wyrówna jego osiągnięcie, on będzie jednym z pierwszych, który mu pogratuluje. I słowa dotrzymał - zaraz po konkursie wyszedł z komentatorskiej kabiny Eurosportu i pojawił się na zeskoku. Podszedł do Stocha i serdecznie go uściskał.

Kiedy triumfator 66. TCS pojawił się przy polskich dziennikarzach, ci chcieli wiedzieć, jakie słowa Hannawald skierował do niego jako pierwsze. - Powiedział "Witaj w ekskluzywnym klubie". Na razie jest nas w tym klubie dwóch. Wielkiej imprezy to my nie zrobimy - dowcipnie skomentował główny bohater sobotniego wieczoru.

Kiedy wielki rywal Adama Małysza wygrywał turniej szesnaście lat temu, często przypominał kłębek nerwów. A już przed zawodami w Bischofshofen, kiedy stał przed historyczną szansą, był tak zdenerwowany, że nie mógł spać. Stoch takich problemów nie miał. - Ja na szczęście spać mogłem. Myślałem o wykonaniu zadania, jakie dostałem, a nie o zwycięstwie. Tym zadaniem było dobre skakanie. Wiedziałem, że jestem w dobrej formie, to mi wystarczało. Miałem też świadomość, że skoki są nieprzewidywalne i nie wszystko może zależeć ode mnie - mówił.

ZOBACZ WIDEO Puchar Anglii: City po przerwie rozbiło Burnley [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Dodał też, że im więcej padało pytań o możliwość dorównania Hannawaldowi, tym bardziej on się od tego odcinał. - I tak było już dużo emocji. Po co miałem ich jeszcze dokładać? Chciałem tylko cały czas mieć radość ze skakania. A ten turniej sprzed szesnastu lat oczywiście oglądałem. To było jednak dawno temu i niewiele już pamiętam.

- Chyba nigdy nie marzyłem o tym, żeby wygrać wszystkie cztery konkursy turnieju. Wiedziałem, jak bardzo jest to trudne. A teraz proszę was o wyrozumiałość, bo nie jesteśmy jeszcze nawet w połowie sezonu. Przed nami inne bardzo ważne imprezy i też chcę być na nie gotowy. Za chwilę loty - już za tydzień na Kulm w Pucharze Świata, za dwa tygodnie mistrzostwa świata w lotach w Oberstdorfie. Już się na nie cieszę, loty będą super - powiedział Stoch, szeroko się uśmiechając.

Polskiemu czempionowi piękne gratulacje złożył Hannawald, jednak on sam, zdaniem "Bilda" miał marzyć o wyrazach uznania od Juergena Kloppa, trenera swojego ulubionego klubu piłkarskiego - Liverpoolu. Stoch zaprzeczył tym informacjom. - Wymyślili to dziennikarze. Oczywiście byłoby mi miło, ale nie oczekuję tego. Wiem, ja jakim poziomie popularności są skoki narciarskie, a na jakim jest piłka nożna. Gdzie ja, prosty chłopak ze wsi, miałbym liczyć na coś takiego? - skomentował.

Mistrz 66. Turnieju Czterech Skoczni nie zapomniał oczywiście o podziękowaniach dla sztabu szkoleniowego polskiej kadry. - To jest super moment, nie tylko dla mnie, ale i dla całego zespołu. Dziękuję trenerom, którzy bardzo ciężko pracują, żebyśmy my mogli tylko skakać - mówił. - Podziękowania należą się też mojej rodzinie za wsparcie, kibicom, którzy wspierali nas na każdej skoczni. I wam, dziennikarzom za wyrozumiałość. Czasami - uśmiechnął się pod nosem Stoch.

Czy zwycięstwo w zakończonej w sobotę edycji TCS jest dla najlepszego polskiego skoczka cenniejsze, niż to sprzed roku? Odpowiedź na to pytanie nie była jednoznaczna, ale i bardzo ciekawa. - Każde zwycięstwo to nagroda za ciężką pracę, za wyrzeczenia, za czas spędzony na treningach, poza domem. To nagroda nie tylko dla mnie, ale dla mojej rodziny, dla mojej żony, która szykowała się na galę mistrzów sportu, kiedy ja skakałem w Bischofshofen. Pytała się mnie czy wolałbym być na gali, czy skakać w Bischofshofen. Powiedziałem, że zdecydowanie skakać, bo to o wiele mniej stresujące.

Już za dwa tygodnie przed Stochem kolejne wielkie wyzwanie. Nasz skoczek może zostać drugim po Mattim Nykaenenie zawodnikiem w historii skoków, który skompletuje triumfy we wszystkich najważniejszych imprezach - igrzyskach olimpijskich, Pucharze Świata, Turnieju Czterech Skoczni i MŚ w lotach.

- Nie chcę o tym myśleć. Nie chcę się na nic specjalnie nastawiać, nie chcę się zafiksować na myślenie tylko o wygrywaniu, bo to nie ma sensu. To by mi odebrało wszystko, czym się teraz cieszę. Im człowiek starszy, tym mądrzejszy. Od dawna wiedziałem, że tak trzeba myśleć, ale teraz łatwiej jest mi to robić. Chcę wygrywać i po to trenuję. Ale na zawody nie jeżdżę z myślą o miejscach. Wiem, że to jest skomplikowane. Jednak jak się na coś mocno nastawi, to później można się bardzo gorzko rozczarować. Lepiej nie zastanawiać się nad tym, co chce się osiągnąć, lepiej myśleć o tym, jak chce się to zrobić.

Z Bischofshofen - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy Kamil Stoch zostanie w Oberstdorfie mistrzem świata w lotach narciarskich?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×