Dawid Góra: Kuczok nie sięgnął dalej niż za mury Radia Maryja. Wara od sportu! (komentarz)

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Jan Hetfleisch/Bongarts/Getty Images / Na zdjęciu: Dawid Kubacki
Getty Images / Jan Hetfleisch/Bongarts/Getty Images / Na zdjęciu: Dawid Kubacki
zdjęcie autora artykułu

Aż do końca tekstu Wojciecha Kuczoka nie byłem pewny, czy był on pisany na serio. Poziom żartów z TVP Rozrywka sugerował, że satyra po prostu się nie powiodła. Zdarza się. Ale to nie żart! To analiza formy polskich skoczków à la "pisarz niepokorny".

Kiedy autor (nomen omen) "Gnoju" rozwodzi się nad wyrazem twarzy Kamila Stocha przed startem, można odnieść wrażenie, że sili się na psychologiczną interpretacją, korzysta z wyczulonej intuicji artysty. Kiedy stwierdza, że Stoch pasuje, jak pięść do nosa, do obecnie sprawujących swoją funkcję prezydenta czy premiera, należy przypuszczać, że to wyraz poglądów politycznych. A że nie użył żadnego argumentu do poparcia swojego spostrzeżenia - trudno. Tak myśli i koniec. Bo mu wolno.

Jazda bez trzymanki zaczyna się, kiedy autor jest na początku konstruowania puenty rozważań o polskich skoczkach. Okazuje się bowiem, że wcześniejszy opis dokonań Stocha czy brylowanie szczątkami wiedzy sportowej (kiedy wymienia nazwiska kolejnych zawodników) to tylko prolog przed intelektualnym tąpnięciem. A dotyczy ono Dawida Kubackiego. Konkretnie - znaku krzyża, jaki skoczek robi przed skokiem. "Martwi mnie natomiast pobożność naszego pogromcy igielitu [pisownia oryginalna - przyp. red.], co do którego wciąż żywimy uzasadnione nadzieje medalowe. Dawid Kubacki nie przestaje się żegnać przed skokiem. Żona uznaje to za jeszcze jeden dowód na przewagę narciarstwa alpejskiego. Mówi, że nie byłoby problemu, gdyby miał kijki" - pisze Kuczok dla Wyborcza.pl. A więc przeżegnanie się zawodnika może dla kogokolwiek stanowić "problem". Życie. Szybko przeszedłem do kolejnego akapitu. A tam dowiedziałem się, że Piotr Fijas, zdobywca brązowego medalu na mistrzostwach świata w lotach narciarskich w 1979 roku, jest... "orłem pośród nielotów". Zanim na dobre zdążyłem otrzepać się z resztek pseudoeksperckiego bełkotu w mój mózg wryło się i rozwaliło go zupełnie zdanie: "Sportowcy manifestujący wiarę podczas transmitowanych zawodów obrażają moje uczucia ateistyczne. (...) Mateczko Boska, jak się nie przeżegnam, to spadniemy". "Niepokorny artysta" biegnąc co sił w myślach do granic niepokorności spotkał się z murem potocznie zwanym szaleństwem. Uderzył w niego głową i przeleciał do świata abstrakcji, gdzie każde kolejne napisane czy wypowiedziane zdanie osiąga maksymalny poziom absurdu. Zasugerował, że znak krzyża robi się po to, aby nie spaść na zeskok. Radzi skoczkowi, co ma robić ze swoją wiarą i jak ją manifestować. W ostatnim zdaniu żartuje, że Bóg nie ogląda skoków, bo przerzucił się na TV Trwam. W naszych narodowych sporach doszliśmy do momentu, w którym nietolerancja i zgorzkniałość sięga od skrajnej prawicy po skrajną lewicę. Jest nawet na lewo od Lenina. Albo uderza się w Bogu ducha winnych homoseksualistów, albo krytykuje czyjąś wrażliwość religijną. Każda skrajność ma podłoże w niewiedzy i braku empatii. I tak publicyści prawicowi nie mogą zrozumieć, że są inne religie od katolicyzmu, a lewicowi w ocenie pobożności nie sięgają dalej niż za mury Radia Maryja.

ZOBACZ WIDEO Maciej Kot: Po skoku Kamila zapanowała euforia

Niedawno muzułmański kleryk Mohammed al Arefe, dość popularny w swoich kręgach, z bazą ponad 17 mln fanów na portalach społecznościowych, na Twitterze zasugerował, aby FIFA wprowadziła zakaz pokazywania gestów religijnych dla piłkarzy chrześcijan. Nie wiem, czy pan Kuczok będzie z tego dumny, ale spokojnie może sobie podać rękę z dżentelmenem al Arefe. Apeluję więc, kłóćcie się w eterze politycznych czy światopoglądowych sporów. Dzięki temu nawet jest zabawniej. Ale nie ważcie się mieszać do tego sportu!

Źródło artykułu: