W Zakopanem nie zawsze było kolorowo. Sven Hannawald dobrze to pamięta

WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: skocznia w Zakopanem
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: skocznia w Zakopanem

Trudno sobie wyobrazić Puchar Świata w skokach narciarskich bez Zakopanego. Jednak nie zawsze tak było. Polscy kibice uczyli się kultury kibicowania wraz z kolejnymi sukcesami Adama Małysza. Dowodem na to jest rzucanie śnieżkami w Svena Hannawalda.

Początki "Małyszomanii"

Gdy Adam Małysz zaczął odnosić sukcesy w PŚ w skokach narciarskich w sezonie 2000/2001, konkursów w Zakopanem próżno było szukać w kalendarzu. Wpływ na to miało kilka czynników - głównie finanse oraz brak zainteresowania kibiców w obliczu słabej formy naszych reprezentantów. Obiekt nie miał też homologacji FIS. Wtedy nikt nie myślał o tym, że skoki mogą stać się polskim sportem narodowym. Oczy otworzyły nam dopiero sukcesy sportowca z Wisły.

W ten sposób udało się zapewnić powrót Wielkiej Krokwi do Pucharu Świata w sezonie 2001/2002. Najlepsi skoczkowie świata mieli tu wrócić po ponad dwuletniej przerwie - ostatnie konkursy w Zakopanem odbyły się 18 i 19 grudnia 1999 roku. Wygrał je wtedy Martin Schmitt.

Hannawald i rzucanie śnieżkami

Po tym jak Adam Małysz zdobył pierwszą Kryształową Kulę, w kolejnym sezonie jego głównym rywalem był Sven Hannawald. Polak świetnie rozpoczął zmagania w PŚ, objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej, ale potem do głosu doszedł Niemiec. Na przełomie roku był w fenomenalnej formie. Jako pierwszy w historii wygrał Turniej Czterech Skoczni bez porażki na koncie. Dobrą passę kontynuował po zakończeniu niemiecko-austriackiej imprezy, triumfując również w Willingen.

Zachowanie Hannawalda i kolejne wygrane Niemca działały na nerwy polskim kibicom. Reprezentant naszych zachodnich sąsiadów miał bardzo ekspresywny styl bycia. Potrafił bardzo długo celebrować swoje wygrane, wymachując i skacząc przed kamerami telewizyjnymi. To nie spodobało się publice w Zakopanem. Dała tego wyraz pod Wielką Krokwią, gdy rzucała w skoczka śnieżkami.

Tym bardziej, że w pierwszym konkursie w Zakopanem w 2002 roku Hannawald był lepszy od Małysza. Niemiec stanął na drugim stopniu podium, Polaka na nim zabrakło. Na "pudle" niemieckiego skoczka witały gwizdy i wyzwiska. - Jak można się tak zachowywać? Przecież ja jestem szanowany na wszystkich skoczniach - denerwował się wtedy Małysz, który sięgnął po wygraną w drugim konkursie na Wielkiej Krokwi.

Podobne ekscesy powtórzyły się później w czeskim Harrachovie.

Oryginalny sposób na przeprosiny

Rok później Małysz i Hannawald nadal rywalizowali ze sobą w PŚ. Na początku stycznia 2003 roku to niemiecki skoczek dwukrotnie sięgnął po wygraną w stolicy polskich Tatr. Sportowiec z Wisły dwukrotnie musiał się zadowolić zajęciem najniższego stopnia podium. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że po dwunastu miesiącach... kibice zaakceptowali Hannawalda.

Reprezentant Niemiec przybył wtedy na konkursy do Zakopanego ze specjalną ochroną, a spotkała go miła niespodzianka. Na skoczni pojawili się polscy fani ze specjalną miską, w której znajdowały się śnieżki. Poprosili wtedy Apoloniusza Tajnera o wpuszczenie na skocznię, a do Hannawalda wypalili ze słowami "możesz w nas teraz śmiało rzucać, przepraszamy za to co miało miejsce".

Dziś 43-latek bagatelizuje wydarzenia, które przed laty rozegrały się w Zakopanem. - Adam był wówczas faworytem Polaków i najprawdopodobniej dlatego, że z nim wygrywałem i tak wylewnie się cieszyłem, byłem źle przyjmowany. Spytałem Adama, czy wie, o co chodzi kibicom. On wtedy przeprosił za ich zachowanie. Z perspektywy czasu jestem zadowolony, że i niemiecki, i polski związek narciarski zaangażowały się w załagodzenie sprawy - mówił w jednym z wywiadów.

Czasy się zmieniły

Obecnie trudno sobie wyobrazić Puchar Świata w skokach narciarskich bez Zakopanego, a przecież takie ryzyko istniało wobec niepewnego remontu obiektu. Wielu skoczków podkreśla, że kocha atmosferę panującą pod Wielką Krokwią i ani myśli o odpuszczaniu turniejów w Polsce.

ZOBACZ WIDEO To dlatego Polacy wreszcie odnoszą sukcesy na mamutach. "Zaczęli latać fenomenanie!"

Wydarzenia sprzed lat związane z Hannawaldem pokazują, że nie zawsze było różowo. Polacy musieli się jednak nauczyć kultury kibicowania, wraz z kolejnymi sukcesami Małysza. I odrobili swoją lekcję na szóstkę.

To nie przypadek, że właśnie w tym miejscu po raz pierwszy w historii skoków postanowiono połączyć sport z rozrywką. Niewielu wie, że to Zakopane wpadło na pomysł puszczania muzyki w trakcie imprezy i uzyskało od FIS stosowną zgodę. To tutaj mieliśmy zamontowaną specjalną scenę i 60. tys. watów nagłośnienia. Efekt jest taki, że aktualnie 23 tys. publiczność świetnie się bawi, niezależnie od wyników Polaków czy też ich rywali. I nikt nie myśli o rzucaniu śnieżkami w kogokolwiek.

Źródło artykułu: