W sobotę polscy skoczkowie po raz pierwszy w historii wygrali "drużynówkę" na Wielkiej Krokwi. Maciej Kot, Stefan Hula, Dawid Kubacki i Kamil Stoch wyprzedzili Niemców o 24,7 punktu. Trzecie miejsce zajęli Norwegowie ze stratą 36,8 punktu do naszej ekipy.
Indywidualnie najlepszy wynik miał Stoch, który w pierwszej serii uzyskał 134 metry, a w drugiej wynikiem 141,5 metra ustanowił rekord zmodernizowanego obiektu. Kibicom na chwilę zadrżały serca, gdy zachwiał się przy lądowaniu.
- Wiedziałem, że to lądowanie nie będzie ładne, ale wszystko było pod kontrolą - mówił lider polskiej kadry w rozmowie z TVP tuż po zwycięstwie w Zakopanem. - Wszystko było w porządku poza tym, że chciałoby się skoczyć jeszcze dalej. Im większa skocznia, tym większe możliwości. Trzeba stawiać sobie kolejne cele - dodał Stoch.
- Cieszę się, że mimo dużej presji potrafiłem zrobić swoją robotę. Przede wszystkim jestem jednak dumny z kolegów, naprawdę skakali świetnie - podkreślił dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi.
Nasz najlepszy skoczek pochwały skierował nie tylko w stronę kolegów z drużyny. - Pokazaliśmy jedność, nie tylko zawodnicy, ale i cały sztab, nasze rodziny, które są z nami, pracownicy PZN no i oczywiście kibice. Daliśmy z siebie wszystko i możemy się cieszyć z sukcesu. Pokazaliśmy, że jesteśmy mocną ekipą o sporym potencjale - podkreślił.
Jeżeli utrzyma się układ sił z soboty, w niedzielnym konkursie indywidualnym Stoch powinien bić się o zwycięstwo z Richardem Freitagiem. W "drużynówce" miał od niego notę lepszą o 1,8 punktu. - Nie mam zamiaru walczyć z Richardem. Chcę zrobić to, co do mnie należy. Poza nami jest jeszcze 48 zawodników, którzy też chcą wygrać - podsumował lider klasyfikacji generalnej PŚ.
ZOBACZ WIDEO: Kamil Stoch zachwycony kibicami. "To będzie wspaniały weekend"