Wielu kibiców doskonale pamięta, że dawniej olimpijskie konkursy gromadziły na starcie naprawdę pokaźne grono skoczków. Jeszcze w 1998 r. w Nagano nie rozgrywano kwalifikacji, dzięki czemu w obu konkursach indywidualnych łącznie wzięło udział 68 zawodników. Co więcej, nawet słabsze kraje mogły wówczas wystawić pełny skład czterech skoczków, z czego skwapliwie korzystali np. Kazachowie i Koreańczycy.
Od 2002 roku rozgrywa się kwalifikacje do olimpijskich konkursów, ale na ich starcie nadal nie brakowało licznej grupy skoczków. W Turynie tylko na normalnej skoczni liczba uczestników prawie dobiła 70, a wśród nich byli nawet reprezentanci Białorusi, Chin czy Słowacji.
Taki stan rzeczy najwyraźniej przeszedł już jednak do historii. Począwszy od igrzysk w Vancouver MKOl wprowadził limity, które mają ograniczyć liczbę uczestników. W 2010 i 2014 roku limit wynosił 70 miejsc, ale tylko w teorii, gdyż czołowe kraje dostały ich po pięć, choć do kwalifikacji mogły wystawić jedynie czterech skoczków. Realna liczba uczestników nieco przekraczała 60.
W Pjongczangu nie udało się utrzymać nawet tego. MKOl zmniejszył liczbę miejsc dla skoczków do zaledwie 65. Również ta liczba nie oddaje do końca stanu faktycznego, gdyż uwzględnia możliwość wysłania do Korei po pięciu zawodników przez Polskę, Niemcy czy Norwegię. Czołowe państwa skorzystały z takiego przywileju, ale do zawodów wystawią czteroosobowe składy, co zmniejsza prawdziwą liczę uczestników kwalifikacji.
Wszystko wskazuje, że w czwartkowych eliminacjach wystąpi 57 skoczków, co będzie najmniejszą liczbą od 1984 roku, a więc od czasów gdy grono krajów mających narciarzy na międzynarodowym poziomie było znacznie węższe niż dzisiaj. Awansu do właściwych zawodów nie wywalczy zaledwie szóstka, w związku z czym wśród kibiców częsta jest opinia, że przy tak skromnym gronie uczestników lepiej byłoby w ogóle zrezygnować z kwalifikacji i dopuścić do konkursu wszystkich uprawnionych.
Mające miejsce zaostrzenie limitów i ograniczenie liczby skoczków uderza w słabsze kraje i niegdysiejszą coubertinowską ideę promowania samego udziału jako najwyższej wartości. Na surowych przepisach nie skorzystają m.in. gospodarze, w tym weteran Heung-Chul Choi, który nie wywalczył indywidualnej kwalifikacji, choć wcześniej mogło się wydawać, że po 20 latach startów doczeka się na koniec kariery startu w ojczyźnie na zawodach najwyższej rangi.
ZOBACZ WIDEO Apoloniusz Tajner: Kadra skoczków jest silniejsza niż w Soczi