Poleciał dalej niż zawodnik z trzeciego miejsca. Mimo to... nie awansował do konkursu

Getty Images / Lars Baron / Na zdjęciu: Gregor Deschwanden
Getty Images / Lars Baron / Na zdjęciu: Gregor Deschwanden

Gregor Deschwanden na długo zapamięta czwartkowe kwalifikacje w Planicy. Szwajcar uzyskał świetną odległość 230,5 metra, a i tak nie awansował do piątkowego konkursu.

Eliminacyjna runda na Letalnicy była trudna do śledzenia dla przeciętnego kibica. Wielu fanów już się przyzwyczaiło, że współcześnie podczas zawodów na mamucich obiektach bardzo często ma miejsce rotowanie belkami startowymi. Czwartkowe kwalifikacje pod tym względem wprowadziły jednak jeszcze więcej zamętu, niż ma to miejsce zazwyczaj.

Skoczkowie, którzy mieli niskie numery startowe, rozpoczynali kwalifikacje z 8. belki startowej przy korzystnym wietrze. Poziom rywalizacji był więc bardzo wysoki i nawet Słoweńcy z grupy krajowej potrafili przekroczyć 230 metrów.

Niestety, później przyszedł czas zarówno na kolejne zmiany belki startowej, jak i na zmianę aury - wiatr znacznie osłabł, przez co loty liderów klasyfikacji Pucharu Świata były wyraźnie krótsze i w większości uplasowali się oni poza czołówką.

Największym kuriozum jest jednak sytuacja Gregora Deschwandena. Szwajcar uzyskał aż 230,5 metra i z pewnością po oddaniu swego skoku był pewny awansu. Tymczasem okazało się, że... tak doskonała odległość nie dała mu przepustki do zawodów. Deschwanden odpadł, bo stracił punkty za korzystny wiatr, a równocześnie nie dostał żadnych bonusów za belkę startową. Końcowa nota punktowa Szwajcara była tylko minimalnie lepsza niż ta, którą uzyskał Tilen Bartol lądujący aż... 41,5 metra (!) bliżej.

Co ciekawe, w ścisłej czołówce nie zabrakło skoczków mających znacznie gorsze wyniki od pechowego narciarza. Nasz Dawid Kubacki uzyskał 224,5 metra i zajął 3. miejsce, choć pofrunął 5,5 metra mniej niż Deschwanden, ostatecznie sklasyfikowany na 43. pozycji.

ZOBACZ WIDEO Stefan Hula. "Nie miał za co żyć. Z żoną zaczęli szyć stroje"

Źródło artykułu: