W Pucharze Świata zadebiutował 11 lat temu. Nie był to okazały początek, ponieważ w Villach Maciej Kot nie awansował do finałowej serii i zajął 35. miejsce. Mimo to już wtedy wielu widziało w młodym skoczku duży talent, o którym za kilka lat będzie głośno na światowych skoczniach.
I rzeczywiście tak się stało, ale droga do tego była wyboista. Pierwsze znaczące miejsca w Pucharze Świata syn Rafała Kota (były fizjoterapeuta polskiej kadry skoczków) zaczął odnosić w latach 2012-2014. Indywidualne konkursy cyklu potrafił kończyć w pierwszej dziesiątce, a na mistrzostwach świata w Val di Fiemme (2013) wraz z kolegami sięgnął po brązowy krążek w rywalizacji drużynowej.
Gdy czekaliśmy na kolejny krok do przodu w karierze Macieja Kota, przyszedł kryzys. W sezonie 2014/2015 zdobył zaledwie 17 punktów w PŚ i wypadł z kadry A. Trafił do drugiej reprezentacji pod skrzydła Macieja Maciusiaka, z którym krok po kroku zaczął odbudowywać swoją dyspozycję. Znów wrócił do w miarę regularnego punktowania w Pucharze Świata, ale prawdziwy przełom i tak przyszedł dopiero gdy główną kadrę objął Stefan Horngacher.
Austriak jeszcze bardziej niż Maciusiak potrafił dotrzeć do Macieja Kota, a sam zawodnik w końcu zaczął pokazywać pełnię swojego potencjału. Jego forma eksplodowała w Letnim Grand Prix 2016, kiedy wygrał 5 z 6 konkursów, w których wystartował i zdeklasował rywali w klasyfikacji generalnej. Co ważniejsze, potrafił przenieść swoją dyspozycję na sezon zimowy.
Zaczął od 5. i 8. lokaty w Kuusamo i wysoką formę potrafił utrzymać przez cały cykl. W Lillehammer po raz pierwszy w karierze stanął na podium indywidualnego konkursu Pucharu Świata, zajmując 2. miejsce (lepszy był tylko Kamil Stoch). Kilka tygodni później cieszył się z premierowego zwycięstwa w zawodach cyklu. Triumfował na symbolicznej dla Polaków Okurayamie w Sapporo. Tydzień później powtórzył swój sukces, tym razem na skoczni normalnej w Pjongczangu. Sezon zwieńczył złotym medalem, wywalczonym z kolegami w konkursie drużynowym na MŚ w Lahti.
Gdy Maciej Kot wygrał próbę przedolimpijską, wydawało się, że za rok jest w stanie sięgnąć po medal na tej skoczni w rywalizacji indywidualnej. W Pjongczangu rzeczywiście wywalczył brązowy krążek, ale z kolegami w zmaganiach zespołowych. W konkursach indywidualnych był 19. zarówno na normalnym, jak i dużym obiekcie, co 27-latek odbierał jako sportową porażkę.
I właśnie sezon 2017/2018 był pierwszym sygnałem, że z formą Macieja Kota nie wszystko jest już tak dobrze jak kilka miesięcy wcześniej. W całym Pucharze Świata tylko dwa razy zajął miejsce w czołowej dziesiątce. W wielu konkursach musiał natomiast radzić sobie z błędem wykrzywienia sylwetki w locie, który skutecznie uniemożliwiał mu walkę o wyższe lokaty niż te w drugiej i trzeciej dziesiątce. Problemem była też ambicja skoczka, który stawiał sobie wysokie cele, a gdy nie udało się ich zrealizować, za szybko szukał sposobów na poprawienie błędów, co tylko kumulował problemy.
Przełamanie miało przyjść w sezonie 2018/2019. Oczywiście nie można jeszcze wykluczyć, że takowe nastąpi, ale na razie forma Macieja Kota jest daleka przynajmniej od tej, jaką prezentował w poprzednim PŚ. Zaczął od 29. lokaty w Wiśle. W Kuusamo było jednak jeszcze słabiej. 53. pozycja w jednoseryjnych zawodach w sobotę i brak kwalifikacji do niedzielnego konkursu.
- Maciek ma problemy, ale między Kuusamo a Wisłą nie było treningów na skoczni. Z kolei w samej Finlandii oddał tak naprawdę trzy skoki. Przy braku formy to jest bardzo mało. W takim momencie potrzebuje co najmniej sześciu, siedmiu spokojnych skoków. W stresie podczas zawodów błędów się nie niweluje, a mogą się one jeszcze pogłębić - stwierdził dla WP SportoweFakty Jakub Kot.
- Już w Wiśle nie było idealnie. Tylko kilka punktów zwiastowało, że szału nie ma. Wiemy, iż skocznia w Kuusamo jest kapryśna, ale na pewno nie szukałbym przyczyn słabszych skoków Maćka w warunkach atmosferycznych. Po prostu mój brat nie skacze teraz dobrze. Uwidacznia się ten jego problem w locie - dodał brat drużynowego mistrza świata z Lahti.
Jeszcze rok temu było to nie do pomyślenia, ale teraz zastanawiano się, czy jest sens by w kadrze Polaków na kolejne zawody Pucharu Świata, tym razem w Niżnym Tagile, znalazł się Maciej Kot?
- Jestem sam ciekawy jaką Stefan Horngacher podejmie decyzję. Nie wiem czy jest sens, żeby jechał do Niżnego Tagiłu, gdzie jest skocznia, na której może być trochę loterii. Tymczasem Maciek potrzebuje teraz spokoju, nabrania pewności siebie. Ja jednak nie podejmuje decyzji. Od tego jest sztab szkoleniowy - zwrócił uwagę Jakub Kot.
Jego brat został zapytany przez reportera skijumping.pl, czy w obliczu słabej formy chciałby w ogóle jechać do Niżnego Tagiłu. Maciej Kot odpowiedział, że tak naprawdę nie ma innego wyjścia, ponieważ cały sztab szkoleniowy pojedzie do Rosji i w Polsce nie miałby nawet z kim trenować.
W tym samym wywiadzie było widać, że 27-latek jest trochę przybity swoją słabą dyspozycją. Pozostaje mieć jednak nadzieję, że tak wybitny trener jak Stefan Horngacher znajdzie sposób na wyprowadzenie z kryzysu swojego podopiecznego. Warto byłoby, żeby Maciej Kot z powrotem dość szybko zaczął regularnie punktować. Jeśli jednak tak nie będzie, to za kilka tygodni Polska może stracić jedno miejsce w Pucharze Świata i do kwalifikacji austriacki szkoleniowiec będzie mógł wystawić nie sześciu, a pięciu zawodników.
Aktualizacja:
Stefan Horngacher podał już skład Polaków na konkursy w Niżnym Tagile. Maciej Kot znalazł się w reprezentacji i wystartuje w Rosji.
ZOBACZ WIDEO Andreas Goldberger docenił Piotra Żyłę. "Skacze na wysokim poziomie"
Powinien (powinni jemu zrobić przerwę w PŚ.