W przeciwieństwie do swoich dawnych kolegów z drużyny, Thomasa Morgensterna czy Gregora Schlierenzauera, Wolfgang Loitzl na swój pierwszy triumf w konkursie Pucharu Świata musiał czekać bardzo długo. Zwycięstwo to było jednak o tyle ważne, że miało miejsce podczas noworocznych zawodów w Garmisch-Partenkirchen, czyli drugiego przystanku Turnieju Czterech Skoczni. 28-letni wówczas Loitzl poszedł za ciosem i wygrał także dwa pozostałe konkursy prestiżowego cyklu oraz jego klasyfikację generalną.
- To było bardzo emocjonalne. Każdy chce kiedyś wygrać turniej, a ja przecież byłem już w skokach tak długo. Wtedy zadziałało dosłownie wszystko. Byłem w stanie "flow". Patrząc wstecz mogę powiedzieć, że wówczas przyszło mi to łatwo. Kiedy później znów chciałem osiągnąć ten stan, nie udawało się. Z wyjątkiem mistrzostw świata w Libercu, które odbywały się dwa miesiące po turnieju. Udało mi się wtedy zdobyć złoto na normalnej skoczni - wspomina w wywiadzie dla austriackiej gazety "Tiroler Tageszeitung" Loitlzl.
Dziesięć lat po triumfie w TCS i 4 lata po zakończeniu kariery, życie Austriaka ma jednak już niewiele wspólnego ze skokami narciarskimi. - Przejąłem gospodarstwo po rodzicach. Wprawdzie prawie całe powierzchnie zielone zostały wydzierżawione, a obora wynajęta sąsiadowi, jednak zawsze jest coś do zrobienia, szczególnie latem. Mimo to, i tak zostaje sporo czasu dla rodziny, co jest dla mnie bardzo ważne, bo przecież wcześniej ciągle byłem w rozjazdach.
W przeciwieństwie do wielu innych, byłych już zawodników, Loitzl nie zdecydował się na spróbowanie swoich sił w pracy trenerskiej. - Potrzebowałbym w tym kierunku odpowiedniego wykształcenia, a to oznaczało, ze znów byłbym sporo w drodze. Nie chciałem tego. Czas szybko zleciał, a ja trochę przestałem być już ze wszystkim na bieżąco. Kwestia powrotu do świata skoków przestała dla mnie istnieć - tłumaczył.
Choć obecna rzeczywistość ogromnie różni się od dawnego życia sportowca, Loitzl czuje się szczęśliwym i spełnionym człowiekiem. Zapytany, co będzie robił za kolejne dziesięć lat, odrzekł: - Będę siedział w loży na Wimbledonie, z kieliszkiem szampana i truskawkami i będę patrzył, jak mój syn gra w tenisa. A tak poważnie - nie wiem. Bardzo cieszę się z życia i nie wyrywam włosów z głowy myśląc o mojej zawodowej przyszłości, bo korzystam z tego, że mogę spędzać czas z dziećmi. Czuję wielką wdzięczność, za to co przyniosło mi życie - podsumował były skoczek.
ZOBACZ WIDEO Polacy zaskoczyli podczas lotów narciarskich. "Loty to pewna nagroda i frajda"