Z Innsbrucka - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty
Gdy Małysz rozmawiał z polskimi dziennikarzami po kwalifikacjach w Innsbrucku, rewelacyjny Japończyk stał kilka metrów obok. Kobayashiego niektórzy nazywają już "Ryoyu Małyszem", ponieważ jego historia przypomina im tę, którą prawie 20 lat temu napisał Polak. Nagle wyskoczył znikąd i konkurs po konkursie przeskakiwał zawodników uważanych za najlepszych na świecie.
- Ryoyu Małysz? Fajnie - zaśmiał się dyrektor PZN ds. skoków narciarskich i kombinacji. - Kiedy zawodnik jest w tak wysokiej formie jak on, nawet popełniając błędy, skacze bardzo daleko. W kwalifikacjach go obracało, trochę się usztywnił, a i tak odleciał. To jest objaw świetnej formy, która może trwać naprawdę długo. Pamiętam jak po moim czwartym złocie mistrzostw świata, w Sapporo w 2007 roku, Hannu Lepistoe powiedział, że teraz idziemy po Puchar Świata. Ja myślałem, że to niemożliwe, a okazało się, że nic mnie nie było w stanie zatrzymać. Podobnie było w 2017 roku ze Stefanem Kraftem po dwóch złotych medalach MŚ w Lahti, a teraz tak to wygląda z Kobayashim - powiedział Małysz.
Zdaniem triumfatora TCS z 2001 roku Japończyk jest w stanie powtórzyć osiągnięcie Svena Hannawalda i Kamila Stocha, którzy jako jedyni triumfowali w turnieju, wygrywając wszystkie cztery konkursy.
ZOBACZ WIDEO Co z następcami polskich skoczków? "Wyrwa może być widoczna"
- Jak na razie na to się zanosi. Chociaż poczekajmy, bo w piątek w Innsbrucku ma wiać, sypać śnieg, więc wszystko się może wydarzyć. Ryoyu jest nieobliczalny, ale muszę przyznać, że jestem zszokowany tym, jak dobrze jest przygotowany mentalnie. Nic nie jest w stanie wytrącić go z równowagi - podkreślił jeden z najlepszych skoczków narciarskich w historii.
Kobayashi w ostatnich tygodniach wygląda na zawodnika nie do pokonania, ale zdaniem trenera Polaków Stefana Horngachera nie skacze aż tak dobrze, jak w poprzednim TCS skakał Stoch. Jakie jest w tej sprawie zdanie Małysza?
- Kamil skakał wtedy bardzo dobrze. Jest też jednak tak, że skaczesz na tyle dobrze, na ile pozwalają ci rywale. Kobayashi, tak jak Kamil, skacze bardzo dobrze, ale żaden z rywali nie jest w stanie mu dorównać. Ryoyu wygrywa, nawet popełniając błędy. Popatrzmy na Markusa Eisenbichlera. Skacze dobrze, ale robi błędy. W Oberstdorfie czy tu w Innsbrucku w kwalifikacjach. Nie jest w stabilnej formie i płaci za błędy miejscami. A Kobayashi jest w takim gazie, że za swoje błędy nie płaci. Taka forma przychodzi raz na jakiś czas. Tak było chociażby z Kamilem w Soczi, gdy popełniał błędy, a mimo to zdobył dwa złote medale olimpijskie. Inni robili błąd i już ich nie było. A on skakał w swojej lidze. Nawet jak coś mu nie wyszło, i tak wygrywał - tłumaczył czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli dla najlepszego zawodnika Pucharu Świata.
Teraz Stoch nie jest w tak kapitalnej formie, jak kilka lat temu w Soczi, czy w ubiegłym roku w czasie TCS. Spisuje się dobrze, ale nie na tyle, by wskakiwać na podium. Dla Małysza to pewna niespodzianka. - Skoki Kamila w okresie świątecznym, na treningach czy w mistrzostwach Polski w Zakopanem, sprawiły, że uważałem go za jedynego, który będzie w stanie zagrozić Kobayashiemu. Skakał rewelacyjnie. Na turnieju pojawiły się jednak błędy. One nie są duże, ale sprawiają, że Kamil nie jest w stanie konkurować z Japończykiem czy z Eisenbichlerem - ocenił utytułowany skoczek.
Poniżej oczekiwań spisuje się także Piotr Żyła. Wicelider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata stracił stabilność, którą pokazywał w pierwszej części sezonu i coraz częściej zdarzają mu się słabsze skoki.
- To jest właśnie cały Piotrek. Czasem najbardziej przeszkadza sobie sam. Sam nakłada na siebie dużą presje, co było widać już na mistrzostwach Polski, w których zajął 6. miejsce. Chciał na nich roznieść konkurencję. W tamtym okresie Kamil był jednak od niego mocniejszy, skakał lepiej. A Piotrek zamiast skakać swoje normalne skoki, chciał za wszelką cenę wygrać. Robił wszystko, żeby to wygrać. I przegrał - analizował Małysz.
- Powiem wam szczerze, że ja za nim nie nadążam. Ilekroć z nim rozmawiam, wydaje mi się, że już wiem, o co mu chodzi, ale szybko się okazuje, że jednak nie wiem, bo on znowu coś wymyślił. Jedynym "biczem" na Piotrka jest Stefan Horngacher, jego się słucha. A to, co Piotrek robi teraz - niektórzy powiedzą "jest bardzo skoncentrowany na swojej pracy". Dla mnie to wygląda trochę inaczej. Jakby nie wiedział, jakim Piotrkiem ma być. Czy tym wesołym, czy bardziej skoncentrowanym, nie okazującym emocji. Nie potrafi tego wypośrodkować, jest zerojedynkowy. Tak samo zresztą jeździ samochodem - full gaz, full hamulec. Może jednak jeszcze będzie w stanie wyważyć te proporcje, w końcu nie jest jeszcze taki stary - śmiał się "Orzeł z Wisły".
Dość nieoczekiwanie najlepszym polskim skoczkiem w 67. TCS jest jak na razie Dawid Kubacki. - To jest właśnie siła drużyny - zwraca uwagę Małysz. - Jeśli masz w niej zawodników, którzy choć na chwilę potrafią zastąpić lidera, jest naprawdę dobrze. Jeśli takiej drużyny nie ma, robi się dziura i kiedy lider ma spadek formy, wszyscy się zastanawiają co jest grane. Gdyby Dawid nie był na trzecim miejscu w turnieju, to założę się, że teraz mielibyście do mnie zupełnie inne pytania, chcielibyście wiedzieć, dlaczego jest tak słabo - mówił nieoficjalny rzecznik prasowy polskiej kadry skoczków.
Pytania "dlaczego tak słabo" są w ostatnim czasie zadawane przede wszystkim Maciejowi Kotowi. W Innsbrucku złoty medalista MŚ w Lahti w drużynie po raz trzeci z rzędu przepadł w kwalifikacjach. - Jest z nim duży problem. Trener twierdzi, że powinien jeździć i startować, bo same treningi nic mu nie dadzą, skoro na nich skacze przyzwoicie, a potem w zawodach się spala. Tylko że na zawodach jest ciężko cokolwiek poprawić, bo musi działać nie tylko "fizyka" i technika, ale też psychika - tłumaczył Małysz. - Dobrze jest wtedy mieć swoją ulubioną skocznię i osobę, do której można zawsze wrócić. Ja wracałem do Jasia Szturca, a taki obiekt miałem w Ramsau.
Konkurs w Innsbrucku rozpocznie się w piątek (4 stycznia) o godzinie 14:00. Transmisję z zawodów przeprowadzi telewizja Eurosport.
Pani tam pracująca dopisuje do umowy o internet (bez wiedzy
podpisującego umowę), numer telefonu wymówiony Play.
P4 (PLAY) odrzuca odwołan Czytaj całość