67. TCS: Kamil Stoch skomentował decyzję jury. "Podniesienie belki było totalnie bez sensu"

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Kamil Stoch
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Kamil Stoch

- Podniesienie belki po skoku Dawida Kubackiego było totalnie bez sensu. 8,6 punktu odjęte jeszcze przed skokiem robi dużą różnicę - mówił po konkursie w Innsbrucku Kamil Stoch. Lider kadry Polski mimo wszystko uznał swój występ za udany.

Z Innsbrucku - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty.

W trzecim konkursie 67. Turnieju Czterech Skoczni Stoch oddał dwa dobre skoki. W pierwszej serii uzyskał 126,5 metra, w drugiej 131 metrów. Takie odległości dały mu piąte miejsce.

- To był mój najlepszy dzień w całym tegorocznym turnieju. Wykonałem najlepszą pracę i oddałem najlepsze skoki. Potrzebowałem ich, bo od początku turnieju coś nie grało i nie czułem się pewnie. Tym razem wiedziałem już, na czym mam się skupić i z każdą próbą miałem coraz więcej pewności. Było w tym wszystkim dużo więcej luzu, uśmiechu, swobody i przede wszystkim energii. Uważam też, że zrobiłem duży krok do przodu, jeśli chodzi o ustabilizowanie swoich skoków - ocenił trzykrotny mistrz olimpijski.

Wynik Stocha w Innsbrucku mógłby być jeszcze lepszy, gdyby nie niskie noty za styl w rundzie finałowej. 31-letni skoczek z Zębu zachwiał się po lądowaniu, a chwilę później skrzywił się z niezadowolenia i wykonał zamaszysty gest ręką.

- Co oznaczał ten gest? Wiedziałem, że zrobiłem wszystko co mogłem, ale też że lądowanie będzie mnie kosztowało dużo punktów. Dostałem oceny po 17,5 - 18 punktów, a można było wylądować na 19,5. Nawet z tego miejsca widać jednak, w co wpadłem - powiedział Stoch. Wypowiadając te słowa zwrócił się w stronę skoczni i wyciągniętą dłonią wskazał muldę na czerwonej linii, oznaczającej rozmiar skoczni (130 metrów).

- Wpadłem wprost na tę muldę, podbiło mi obie narty i trudno było cokolwiek z tym zrobić. W to samo miejsce wpadł w swoim drugim skoku Ryoyu Kobayashi - tłumaczył triumfator poprzedniego TCS. - I tak było jednak super. 131 metrów tutaj w Innsbrucku to świetny wynik. Nie uważam, że miałem pecha. Zrobiłem co w mojej mocy. Nie mam wpływu ani na warunki pogodowe, ani na to, co dzieje się z rozbiegiem. O rozbiegach wolę jednak nie mówić -podkreślił.

Stoch miał na myśli sytuację z drugiej serii konkursu, w której prawie wszyscy zawodnicy ruszali z pierwszej platformy startowej. Po słabym skoku Dawida Kubackiego, spowodowanym w dużym stopniu niekorzystnymi warunkami pogodowymi, jury zdecydowało o podniesieniu rozbiegu o dwie belki. Z trzeciej platformy skoczyli jednak tylko Daniel Huber, Robert Johansson i Stoch. Po próbie Polaka powrócono do pierwszej platformy, a Kobayashi na życzenie swojego trenera ruszał nawet z zerowej belki.

- Dawid nie miał szczęścia do warunków, na pewno stać go na dużo więcej, niż to co osiągnął w Innsbrucku. Podniesienie belki po jego skoku było według mnie totalnie bez sensu. Jeden z nas jedzie z "trójki", drugi z "jedynki", uzyskujemy podobne odległości, a noty dostajemy zupełnie inne. Odjęcie 8,6 punktu jeszcze przed skokiem robi w takiej sytuacji różnicę - stwierdził najlepszy zawodnik ubiegłorocznego TCS.

Po trzech z czterech konkursów tej edycji turnieju Stoch zajmuje czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej. Do trzeciego Norwega Andreasa Stjernena traci 15,3 punktu. - Czy da się to odrobić? Pewnie, że tak, ale można też drugie tyle stracić. Dlatego w ogóle nie myślę o klasyfikacji generalnej. Skupiam się na sobie, na swoich skokach, dobrej zabawie na skoczni, a przede wszystkim na stabilności - podkreślił najlepszy polski skoczek.

Zwycięzcą zawodów w Innsbrucku został Ryoyu Kobayashi. Japończyk już w pierwszej serii znokautował rywali fantastycznym skokiem na odległość 136,5 metra, ocenionym przez czterech sędziów na 19,5 punktu. - Ryoyu skacze naprawdę wybitnie. Tylko patrzeć i podziwiać - stwierdził Stoch.

Kobayashi wcześniej triumfował w Oberstdorfie oraz Garmisch-Partenkirchen i jest na dobrej drodze, by powtórzyć osiągnięcie Svena Hannawalda z 2002 roku i Stocha z poprzedniej edycji TCS - wygrać wszystkie cztery konkursy niemiecko-austriackiej imprezy. Czy jeśli mu się to uda, co na ten moment wydaje się bardzo prawdopodobne, Stoch zachowa się tak, jak Hannawald wobec niego? Przypomnijmy, że Niemiec po ostatnim skoku polskiego zawodnika w Bischofshofen wyszedł na zeskok, by złożyć mu gratulacje jako jeden z pierwszych i przyjąć do "najbardziej ekskluzywnego klubu na świecie".

- Mam nadzieję, że na koniec zawodów i tak będę tam na dole - powiedział reprezentant Polski, dając w ten sposób do zrozumienia, że liczy w Bischofshofen na bardzo wysokie miejsce. - Jeśli Ryoyu wygra, na pewno mu pogratuluję - zapewnił najbardziej utytułowany z wciąż aktywnych skoczków narciarskich.

Kwalifikacje do konkursu w Bischofshofen rozpoczną się w sobotę (5 stycznia) o godzinie 17. Start konkursu w niedzielę (6 stycznia) o 16:45. Transmisję z zawodów przeprowadzi telewizja Eurosport.

ZOBACZ WIDEO Polacy zaskoczyli podczas lotów narciarskich. "Loty to pewna nagroda i frajda"

Źródło artykułu: