67. TCS w Innsbrucku: jury się nie popisało. Kontrowersje po skoku Stocha

W tym sezonie Pucharu Świata praktycznie nie ma konkursu, po którym nie byłoby pretensji do sędziów oceniających styl lub jury. W Innsbrucku, pod koniec finałowej serii, nie podpisali się ci drudzy. Stoch mógł mieć pretensje.

Szymon Łożyński
Szymon Łożyński
Kamil Stoch PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Wobec znakomitej formy Ryoyu Kobayashiego, a przede wszystkim mocnych podmuchów pod narty, jury nie miało w piątek wyjścia. Musiało ustawić nisko belkę startową. W pierwszej serii nie było to wielkim problemem. Cały czas wiatr pod narty był naprawdę mocny i mimo bardzo niskich prędkości na rozbiegu, skoczkowie lądowali daleko, a Kobayashi bardzo daleko (136,5 metra).

Problemy pojawiły się jednak w finałowej serii. Już od samego jej początku wiatr pod narty nie był tak mocny. Tymczasem jury zdecydowało się nie zmieniać belki. Pozostała na 1. platformie. Na samym początku drugiej kolejki wiatr był na tyle słaby, że zawodnicy mieli problem z doleceniem do 115. metra przy tak niskiej belce. Mimo to konkurs kontynuowano, a z każdym kolejnym skokiem siła wiatru zwiększała się.

Podmuchy ponownie ucichły, gdy do zakończenia zmagań pozostało zaledwie 10 skoczków. Jury zastanawiało się przez chwilę co zrobić. Z belki zdjęto Daniela Hubera. Wydawało się, że sędziowie poczekają kilka minut, aż wiatr pod narty będzie nieco mocniejszy i dokończą finałową serię z 1. belki startowej.

Nic z tego. Zupełnie niepotrzebnie zdecydowali się podnieść rozbieg do nr 3. Szybko musieli jednak wycofać się z tej decyzji, bowiem korzystny wiatr dla skoczków znów przybrał na sile. Z 3. belki swój finałowy skok oddało trzech zawodników, w tym Kamil Stoch. Poleciał daleko, aż na 131. metr, ale biorąc pod uwagę wyższy rozbieg i mocny wiatr pod narty odjęto mu aż 18,4 punktu. Tak duży minus był głównym powodem, dla którego 31-latek z Zębu nie stanął w piątek na podium.

Przy dość mocnym wietrze pod narty z belki nr 1, Stoch także mógł skoczyć w okolicach 130. metra. Wówczas nie straciłby jednak aż 8,6 punktu za podniesienie belki o dwa stopnie. Co ciekawe, dokładnie tyle, ile wynosiły ujemne punkty za wyższy rozbieg, trzykrotny mistrz olimpijski stracił do trzeciego w Innsbrucku Andreasa Stjernena. Gdyby zatem jury nie pospieszyło się i zupełnie niepotrzebnie nie podwyższyło rozbiegu, Stoch mógł włączyć się w piątek do walki o podium. A tak skończyło się na 5. miejscu.

Po konkursie mistrz świata z Val di Fiemme został zapytany, czy jury zbyt pochopnie nie podniosło belki. Na takiej decyzji polski mistrz przecież tylko stracił. - Podniesienie belki po skoku Dawida Kubackiego było według mnie totalnie bez sensu. Jeden z nas jedzie z "trójki", drugi z "jedynki", uzyskujemy podobne odległości, a noty dostajemy zupełnie inne. Odjęcie 8,6 punktu jeszcze przed skokiem robi w takiej sytuacji różnicę - odpowiedział Stoch.

Nie ulega zatem wątpliwości, że jury znów zabrakło tak potrzebnego w skokach narciarskich wyczucia. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w tym sezonie takich i innych kontrowersji z pewnością jeszcze nie zabraknie.

ZOBACZ WIDEO Polacy zaskoczyli podczas lotów narciarskich. "Loty to pewna nagroda i frajda"


Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)
Zgadzasz się, że jury niepotrzebnie podniosło rozbieg z nr 1 do nr 3 w drugiej serii konkursu w Innsbrucku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×