Od piątku do niedzieli, po kilkuletniej przerwie, skoczkowie znów będą walczyć o punkty Pucharu Świata w Predazzo. Obie skocznie w tej miejscowości są bardzo szczęśliwe dla Biało-Czerwonych. Sukcesy na nich, zarówno w PŚ jak i na MŚ, świętowali Kamil Stoch, Adam Małysz i polska drużyna skoczków. Ten ostatni rodził się w wielkich bólach i był drogą z piekła do nieba. Gdy już emocje opadły, sukces smakował jednak wybornie.
Ten zwariowany konkurs drużynowy mistrzostw świata odbył się w 2013 roku. Wówczas zmagania zespołowe kończyły rywalizację skoczków o medale. Wcześniejsze skoki Polaków na treningach i przede wszystkim zwycięstwo na dużej skoczni Kamila Stocha dały nadzieję, że podopieczni Łukasza Kruczka mogą sięgnąć po historyczny medal w rywalizacji drużynowej.
Stawka była jednak wyrównana i o medal miało powalczyć nawet sześć reprezentacji. Oprócz Polaków w gronie faworytów wymieniano Austriaków, Niemców, Norwegów, Japończyków i Słoweńców. Od początku konkurs był pełen emocji, a Biało-Czerwoni po jednej grupie byli w czołowej trójce, by po kolejnej to miejsce stracić.
Po siedmiu skokach nasi reprezentanci zajmowali 4. pozycję ze stratą niespełna 7 punktów do trzecich Niemców. W ostatniej grupie skakali Richard Freitag i Kamil Stoch. Zawodnik z Zębu skoczył z niższej belki o pół metra dalej. Jednakże do pokonania Niemców i wywalczenia brązowego medalu zabrakło w tamtym momencie 0,8 punktu. Smutek i rozczarowanie - takie nastroje panowały w polskim zespole zaraz po zawodach. Kamil Stoch ze łzami w oczach nie dowierzał przed kamerami Telewizji Polski, że on i jego koledzy - mimo bardzo dobrych skoków - nie stanęli na podium.
ZOBACZ WIDEO: Co z następcami polskich skoczków? "Wyrwa może być widoczna"
Gdy dziennikarze żegnali się z widzami, wyniki konkursu wyglądały następująco: 1. miejsce Austria, 2. pozycja Norwegia, 3. lokata Niemcy i tuż za naszymi zachodnimi sąsiadami Polacy. W kuluarach trwały już jednak gorączkowe narady i liczenie punktów. Thomas Morgenstern, ze zwycięskiej austriackiej drużyny, zwrócił uwagę, że w pierwszej serii Norweg Anders Bardal nie skakał z wyższego rozbiegu, a tymczasem miał nieprawidłowo doliczone punkty za wyższą belkę.
Austriakom na proteście nie zależało i tak mieli przecież złoty medal. Uwaga Morgensterna szybko rozeszła się jednak na dole skoczni i oficjalny protest na punktację złożyli Niemcy. Sędziowie sprawdzili jeszcze raz wszystko dokładnie i okazało się, że mistrz olimpijski z Turynu z 2006 roku miał rację! Bardal otrzymał niesłuszną bonifikatę. Gdy mu ją zabrano, Norwegowie spadli z 2. na 4. miejsce w konkursie. Tym samym srebro wywalczyli Niemcy, a Biało-Czerwoni (Kamil Stoch, Maciej Kot, Dawid Kubacki i Piotr Żyła) mogli cieszyć się z historycznego brązowego medalu.
Szybko rzucili się w sobie w ramiona. W euforyczną radość wpadli zarówno zawodnicy jak i sztab szkoleniowy. Pozytywne emocje udzieliły się także dziennikarzom pod skocznią. Telewizja Polska, mimo że zakończyła już relację z konkursu, wróciła jeszcze do Predazzo. Nagle telewidzowie zobaczyli na ekranie Macieja Kurzajewskiego i Apoloniusza Tajnera. Chwilę później kadr kamery został skierowany na szalejących polskich skoczków, a dziennikarz poinformował, że nasi reprezentanci wywalczyli historyczny krążek.
To była prawdziwa droga z piekła do nieba. Od smutku do wielkiej euforii. Predazzo po raz kolejny okazało się szczęśliwe dla Biało-Czerwonych. W 2003 roku były dwa złote medale Adama Małysza w tej miejscowości, a 10 lat później złoto Stocha w rywalizacji indywidualnej na dużej skoczni i brąz drużyny, wywalczony w niesamowitych okolicznościach.
Czekamy zatem na kolejne świetne wyniki Biało-Czerwonych w Predazzo. W sobotę i niedzielę odbędą się konkursy indywidualne, a z Polaków szanse na dobre rezultaty mają Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki.