Wybór Macieja Kota do składu był zaskakujący. Kadrowicz kiepsko radził sobie w poprzednich konkursach. Progres zrobił w Predazzo, jednak wciąż nie był to poziom chociaż zahaczający o ścisłą czołówkę Pucharu Świata. Tymczasem okazuje się, że 27-latek w Zakopanem skakał lepiej od Piotra Żyły, trzeciego zawodnika Pucharu Świata. A w drugiej serii poszybował dalej nawet od Kamila Stocha.
Oczywiście, można zastanawiać się, czy nie powinien skakać Aleksander Zniszczoł, który wypadł najlepiej z Polaków podczas kwalifikacji. Ale po pierwsze Olek wcześniej nie wytrzymał presji Turnieju Czterech Skoczni, a po drugie, warunki w piątek były mocno loteryjne.
Forma Kota rośnie, jednak zbyt wolno, żeby móc walczyć o najlepsze lokaty podczas mistrzostw świata. Potrzebował więc impulsu. A gdzie taki impuls miałby być najskuteczniejszy, jeśli nie na Wielkiej Krokwi?
Horngacher, jak mantrę, powtarza że jednym z najważniejszych elementów w skokach narciarskich jest powtarzalność. Pod tym względem Polacy wypadają niestety kiepsko. Żyła, który znakomicie radził sobie na początku sezonu, teraz nie potrafi ustabilizować swojej dyspozycji. Ponadto reprezentacja po fenomenalnych konkursach w Predazzo wydawała się pewnym faworytem do zwycięstwa w konkursie drużynowym, tymczasem zajęła trzecią lokatę. Dobrą, zadowalającą, ale na własnej skoczni dało się zrobić więcej.
Reasumując, to nie jest forma na mistrzostwa świata, ale Horngacher ani trochę nie nadużył pokładanych w nim nadziei. Doskonale zna zespół i potrafi świetnie ocenić przydatność swoich podopiecznych w konkretnych zawodach. A przecież do najważniejszej imprezy w sezonie jeszcze ponad miesiąc. Jest dobrze, ale może być lepiej. I sporo wskazuje na to, że będzie. Fenomenalny skok Dawida Kubackiego na odległość 143,5 metra, którym pobił rekord skoczni, niech będzie zapowiedzią, na którą czekaliśmy.
Dawid Góra z Zakopanego
ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz: WOŚP nigdy nie zgaśnie. Potrzebujemy więcej takich ludzi, jak Owsiak