[tag=325]
Walter Hofer[/tag] był gościem szefa sportu w Telewizji Polskiej, Marka Szkolnikowskiego. Przy okazji konkursów Pucharu Świata w Zakopanem dyrektor cyklu opowiedział m.in. o swoich wspomnieniach związanych z zawodami na Wielkiej Krokwi.
Austriak wyznał, że jego pierwsze spotkanie z polskim miastem nie należało do najprzyjemniejszych.
- Zanim trafiłem do FIS, w Zakopanem byłem tylko raz. Byłem tutaj w 1991 roku, pracowałem wtedy z reprezentacją Niemiec. Tamte zawody były zorganizowane koszmarnie - wspomniał Hofer.
- Wiele lat później byłem za tym, żeby odebrać Zakopanemu organizację konkursów PŚ. Lech Nadarkiewicz i Andrzej Kozak, którzy byli przedstawicielami Polskiego Związku Narciarskiego, byli na mnie bardzo źli. Wkrótce jednak doszliśmy do porozumienia i wprowadziliśmy plan pięcioletni mający na celu poprawienie warunków na obiekcie - ujawnił.
ZOBACZ WIDEO: Kubacki kolekcjoner rekordów skoczni. "Dwie sztuki do żadna kolekcja"
Hofer został też zapytany o to, jak mocno wpływają na niego upadki zawodników w trakcie konkursów. Austriak był wyraźnie poruszony wspomnieniem upadku Simona Ammanna, prawdopodobnie mając na myśli jego poważny upadek z Willingen z 2002 roku.
- To bardzo trudne chwile. Miałem kilka takich kryzysowych, jedną z nich była na pewno ta, po upadku Simona Ammana. Dużo czasu zajęło mi dojście do siebie... - powiedział ze łzami w oczach.
Dyrektor PŚ wrócił także pamięcią do momentu, w którym przekonał się o sile Zakopanego.
- To było w latach 90-tych. Jeszcze w budynku starej skoczni dostrzegłem na ścianie zdjęcie, gdzie wokół skoczni zgromadziło się 100 tysięcy ludzi. Nie mogłem uwierzyć, że to Zakopane. Okazało się, że to zdjęcie z lat 60-tych. Zrozumiałem wtedy, jak wielki potencjał drzemie w tym miejscu - przyznał.
Dodajmy, że konkursy PŚ w Zakopanem odbywają się bez przerw od 2002 roku.