PŚ w Zakopanem: polscy skoczkowie rozczarowali. "Słaby występ. Oceniam ich na dostateczny"

- To były słabe zawody w wykonaniu Polaków. Oceniam ich na dostateczny - mówi nam Edward Przybyła, trener skoków narciarskich. Przed własną publicznością w Zakopanem Biało-Czerwoni zanotowali jeden z najgorszych występów w sezonie 2018/2019.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Kamil Stoch PAP/EPA / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Miało być pięknie, magicznie i zwycięsko dla polskich skoczków, było tylko pięknie i magicznie. Niedzielny konkurs indywidualny w Zakopanem nie był udany dla naszych reprezentantów. Najlepszy z nich, Dawid Kubacki, zajął dopiero 12. miejsce. Stefan Hula był 17., a Piotr Żyła 19. Największą niespodzianką in minus było dopiero 35. miejsce Kamil Stoch.

- To był słaby występ naszych chłopaków. Wszystkich oceniłbym na dostateczny. Może poza młodym Pawłem Wąskiem (27. pozycja), który skakał na luzie, bez obciążeń. Celnie to potem skomentował mówiąc, że w pierwszej serii wyszła mu bomba. I teraz pojedzie na mistrzostwa świata juniorów do Lahti w dobrym nastroju. Jego starsi koledzy wypadli już znacznie gorzej - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Edward Przybyła, trener skoków narciarskich i były sędzia międzynarodowy.

O dalszych miejscach Biało-Czerwonych zadecydowała pierwsza seria, w której Kubacki, Żyła i Stoch, a także lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Ryoyu Kobayashi trafili na niekorzystne warunki i nie byli w stanie oddać dalekich skoków. - Pod koniec serii coś musiało się zmienić w warunkach, bo przecież nie było tak, że tylko jeden z naszych najlepszych zawodników zawalił. Wszyscy spisali się poniżej oczekiwań, Kobayashi także. Wydaje mi się, że musiały być złe warunki termiczne. Choć widać było, że Kamil swój skok okropnie spóźnił - tłumaczy Przybyła.

ZOBACZ WIDEO: Żyła wyjaśnił zamieszanie. "Piosenka podczas mojego skoku nie była związana z tragedią w Gdańsku"

- Kubacki drugi skok miał już lepszy, ale to wciąż nie było to, na co go stać. Jedenasty wynik drugiej serii nie jest żadną rewelacją, to tak, jakby wrócił do poziomu sprzed miesiąca. Mogło być tak, jak powiedział prezes Tajner, że presja skakania przed własną publicznością dała o sobie znać. Zgadzam się z "Polem", że czasami im bardziej się chce, tym gorzej wychodzi. Poza tym w Zakopanem, wszyscy chodzili za Dawidem, było mnóstwo dziennikarzy, a to przeszkadza, trudniej wtedy się skoncentrować. W innym miejscu nasi skoczkowie powinni mieć łatwiej, bo będą mieli więcej spokoju - dodaje wiceprezes klubu WKS Zakopane.

Na Wielkiej Krokwi w ostatnich latach nad wyraz często pecha miewa Stoch. Przed rokiem w konkursie indywidualnym w Zakopanem zajął 38. miejsce, tym razem znów przepadł w 1. serii, kończąc zawody na 36. pozycji. - Może to nie pech, może Kamil nie wytrzymuje presji skakania przed własną publicznością? W serii próbnej miał przecież świetny skok, a konkursowy był nieudany. Widać, że nie jest jeszcze w swojej najwyższej formie, że brakuje mu trochę pewności. Przede wszystkim wciąż jest problem z jego prędkościami najazdowymi, tutaj dużo traci. Oby wreszcie udało się jakoś temu zaradzić - kontynuuje były sędzia międzynarodowy.

Poniżej oczekiwań wypadł również Piotr Żyła. Trzeci zawodnik klasyfikacji generalnej PŚ zakończył konkurs na dziewiętnastej pozycji. Po bardzo dobrym początku sezonu od pewnego czasu widać u niego spadek formy. - Za Piotrkiem chyba nikt nie jest w stanie trafić. Jak sobie coś wymyśli, to tak robi. Po niedzielnym konkursie był wesoły, mówił, że dobrze skoczył. Jak on może tak mówić, skoro zajął 19. miejsce? To jest jednak cały Piotrek - śmieje się Przybyła. - Dobrze to skakał wtedy, kiedy kończył zawody na podium.

Mimo nieudanego występu Polaków w Zakopanem, nasz rozmówca jest daleki od krytykowania naszych skoczków i ich formy. - Za chwilę pojadą gdzie indziej i znowu może być dobrze, takie są skoki narciarskie. Nie zdziwię się, jeśli w Japonii któryś z naszych skoczków wygra albo będzie na podium. Smuci mnie natomiast to, że młodzi dostali baty w zawodach Pucharu FIS w Planicy. Zarówno w sobotę, jak i w niedzielę, żaden z nich nie awansował do trzydziestki - zaznacza.

Przybyła zwraca uwagę, że im bliżej mistrzostw świata w Seefeld, tym więcej zawodników zgłasza medalowe aspiracje. Jego zdaniem Ryoyu Kobayashi może zapomnieć o tym, że będzie w nadchodzących tygodniach dominował tak, jak w pierwszej połowie sezonu. - On będzie teraz skakał u siebie, w Sapporo. Zobaczymy, co tam pokaże. Na pewno nie będzie już tak odskakiwał rywalom, jak to robił przed i w trakcie Turnieju Czterech Skoczni. Widać, że jego próby są już trochę słabsze, z kolei inni podnieśli swój poziom - mówi.

- W Japonii może być trochę loteryjne, bo tam wiatr zazwyczaj mocno kręci. Przed mistrzostwami będą jeszcze loty w Oberstdorfie, zawody Lahti i Willingen. Przez ten miesiąc dużo może się jeszcze zmienić, natomiast ja uważam, że bardzo poważnym kandydatem do medali będzie Stefan Kraft. Widać, że złapał formę, a na mistrzostwach będzie skakał u siebie. Według mnie do góry pójdzie też dyspozycja Norwegów, bo do tej pory spisywali się dość słabo, co było dla mnie niespodzianką. A teraz w Zakopanem trzech z nich znalazło się w czołowej szóstce - zauważa wiceprezes WKS-u Zakopane.

Przybyła podkreśla, że jedne słabsze zawody na Wielkiej Krokwi nie mogą zamazać obrazu całego sezonu. A ten jest jak na razie dla naszych trzech najlepszych zawodników bardzo udany, czego dowodem są miejsca w pierwszej piątce klasyfikacji generalnej PŚ. - To jest duży sukces. Brakuje tej kropki nad i, mam nadzieję, że uda się ją postawić na mistrzostwach świata w Seefeld. Może być jednak i tak, że skończą zawody na czwartym, piątym i szóstym miejscu i nic na to nie poradzimy - kończy trener skoków i były sędzia międzynarodowy.

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy polscy skoczkowie wrócą na podium zawodów Pucharu Świata w kolejnych konkursach w Sapporo?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×