Od listopada 2017 r. możemy go słyszeć także podczas transmisji ze skoków narciarskich.
Adrian Nuckowski, WP SportoweFakty: Komentuje pan skoki narciarskie stosunkowo od niedawna i z pewnością spotkał się pan z niepochlebnymi opiniami po małych błędach, jakie zdarzały się podczas transmisji. Dotknęło to pana?
Przemysław Babiarz, komentator sportowy: Podobno były takie opinie. Muszę jednak przyznać, że ich nie czytałem, ale nie dlatego, że lekceważę zdanie innych. Staram się robić jak najlepiej co do mnie należy, zebrałem już odpowiednie doświadczenie w pracy, którą wykonuję. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że ludziom najtrudniej przyzwyczaja się do "nowych" komentatorów danej dyscypliny sportu. W końcu consuetudo altera natura est (przyzwyczajenie jest drugą naturą).
Czy długo musiał pan przygotowywać się do objęcia posady komentatora skoków narciarskich? Czy było to dla pana zaskoczenie, gdy otrzymał taką propozycję?
Byłem na to przygotowany już pół roku przed rozpoczęciem sezonu 2017/2018, dostając wcześniej propozycję od szefa TVP Sport. Ten czas w zupełności pozwolił mi na to, aby przygotować się do nowej roli dla mnie. Skoki narciarskie obserwuję i interesuję się nimi od wielu lat i to nie jest tak, że komentując inne dziedziny sportu, nie spoglądam na to, co dzieje w pozostałych dyscyplinach.
Pamiętam choćby czasy wybitnych skoczków, jak Matti Nykaenen, Toni Innauer, Hans-Georg Aschenbach itp. Proszę zauważyć, że w skokach zazwyczaj obracamy się wokół 60-70 nazwisk, a porównując np. do bliskiej mojemu sercu lekkoatletyki mamy do czynienia z liczbą nawet 400 startujących w różnych konkurencjach na dużych imprezach.
ZOBACZ WIDEO: Radosław Paczuski zaskoczył w debiucie. "MMA trenuje dopiero od pięciu tygodni!"
Czy w skokach narciarskich jest za dużo matematyki?
Wprowadzenie przeliczników, dotyczących długości najazdu, spowodowało, że nie ma konieczności przerywania serii i rozpoczynania ich na nowo. Był to dobry ruch. Z kolei punkty za wiatr budzą moje wątpliwości. Nie oddają w pełni zmienności warunków, a eliminują coś, co w sporcie jest częścią dramaturgii, czyli łut szczęścia. Gdyby to ode mnie zależało, usunąłbym też noty za styl. Dlaczego? Bo to element subiektywny w tym sporcie, w którym liczy się, kto dalej skoczył. Kiedyś Janowi Boeklovowi obniżano noty za styl "V". Jest on niewątpliwie skuteczniejszy, pozwala dalej latać, a w dodatku bezpieczniejszy.
A jak rzeczy mają się z lądowaniem telemarkiem? Jest eleganckie, ale przy skokach poza HS, czyli rozmiar skoczni, niebezpieczne. Dlaczego więc karać skoczka, który poleciał daleko i bezpiecznie wylądował? Zamiast not za styl mierzmy dokładniej długość skoku np. co do centymetra. Wiem, co powiedzą konserwatyści (ja też jestem konserwatystą, ale do granic rozsądku) - taka jest tradycja. Owszem, ale ta tradycja zabrała zwycięstwo Stanisławowi Marusarzowi na mistrzostwach świata w 1938 roku. Skakał najdalej, a mimo to nie wygrał.
Jakie było dotychczas dla pana największe przeżycie podczas komentowania skoków?
Turniej Czterech Skoczni 2017/2018, z tego powodu, że była to moja pierwsza taka impreza w roli komentatora. Początkowa walka Kamila Stocha z Richardem Freitagiem, później upadek Niemca w Innsbrucku, a w ostateczności powtórzenie przez Polaka osiągnięcia Svena Hannawalda z sezonu 2001/2002. Wszystko działo się bardzo szybko i w każdych zawodach tworzyła się niesamowita dramaturgia, chyba większa niż ta podczas konkursów olimpijskich w Pjongczangu.
Tam szczególnie rywalizacja na skoczni normalnej pozostawiła pewien niedosyt. Przedłużający się konkurs, skoczkowie marznący w lodowatym wietrze, wchodzący i schodzący z belki. Na koniec wydawało się, że Kamil Stoch i Stefan Hula prowadzący po pierwszej kolejce, oddali w drugiej skoki wystarczające do zajęcia miejsc na podium. Podkreślam, wydawało się. Oczywiście, na dużej skoczni Kamil zdobył swój trzeci indywidualny tytuł mistrza olimpijskiego i to było piękne, ale TCS przeżyłem mocniej.
Włodzimierz Szaranowicz ogłosił na antenie TVP po konkursie drużynowym w Pjongczang, że były to jego ostatnie zimowe igrzyska olimpijskie. Wiedział pan o tym wcześniej?
Wiedziałem, że Włodzimierz Szaranowicz powoli zbliża się do zakończenia kariery komentatorskiej, o czym często otwarcie mówił podczas naszych rozmów. Nie ukrywam jednak, że ogłoszenie przez niego tej decyzji podczas transmisji troszeczkę mnie zaskoczyło, ale zaskoczenie to nic złego.
Kto pańskim zdaniem realnie może myśleć o indywidualnych krążkach w rywalizacji skoczków podczas MŚ?
Zwróciłbym uwagę na pewne zagadnienie - proszę prześledzić wyniki indywidualnych i drużynowych konkursów w tym sezonie, rozgrywanych dzień po dniu, których było zaledwie cztery (Wisła, Zakopane, Lahti oraz Willingen). Otóż ten, kto skakał wspaniale w sobotę, w niedzielę nie prezentował się już tak dobrze.
Moja wstępna hipoteza jest taka, że kto inny będzie się cieszył 23 lutego, a kto inny dzień później. Co byśmy woleli: triumf indywidualny Kamila Stocha, Piotr Żyły lub Dawid Kubackiego czy obronę tytułu drużyny? A może jednak nie będziemy musieli wybierać? Austriacy liczą na Stefan Krafta, Niemcy na Karl Geigera, Stephana Leyhe czy Markusa Eisenbichlera, Japończycy z kolei na Ryoyu Kobayashiego. Nie zapominajmy też o Norwegach. Sądzę, że klasyfikacja generalna Pucharu Świata oddaje dobrze układ sił. Pierwsza jej trójka to faworyci.
Podczas MŚ w Seefeld zobaczymy naszą najlepszą w ostatnich latach biegaczkę, Justynę Kowalczyk. Czy pańskim zdaniem Justynę stać na osiąganie dobrych wyników w Austrii czy ten start jednak będzie traktowany bardziej jako pożegnanie z mistrzowską imprezą?
Bardziej może być to pożegnanie Justyny Kowalczyk z mistrzowską imprezą, choć w przeszłości zdarzały się takie spektakularne powroty, jak Kristiny Smigun-Vaehi, która podczas IO w Vancouver wywalczyła srebrny medal na 10 km techniką dowolną, nie startując wcześniej w dużej liczbie zawodów PŚ. Wielkie mistrzynie, szykując się na docelową imprezę sezonu, są w stanie przygotować się na odpowiednim poziomie, jednak ja bardziej oczekuję na sentymentalne pożegnanie. Na nic szczególnego się nie nastawiam.
Z kim będzie pan komentował konkursy MŚ w Seefeld?
Wszystkie konkursy skomentuję wspólnie z Sebastianem Szczęsnym. Następnie udam się do Glasgow na halowe ME w lekkoatletyce, w których Polacy będą bronić zwycięstwa w klasyfikacji medalowej z ostatniej imprezy. W najbliższych tygodniach czeka mnie więc sporo pracy.
Zobacz również: Kamil Stoch po pierwszym dniu treningów w Innsbrucku. "Skoki na solidnym poziomie"