MŚ w skokach 2019. Małysz: Nie boję się, jeśli zabiorą nam Horngachera

Newspix / Martyna Szydłowska / Na zdjęciu: Adam Małysz
Newspix / Martyna Szydłowska / Na zdjęciu: Adam Małysz

Selekcjoner Stefan Horngacher trzyma nas w niepewności co do swojej przyszłości. Oznacza to, że polscy działacze rozmawiają również z innymi trenerami, bo chętnych do pracy z naszą kadrą nie brakuje.

Z Seefeld - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty

Wciąż nie wiadomo, jak potoczą się losy polskiej kadry skoczków. Wszyscy czekają na decyzję trenera Stefana Horngachera, który ma propozycję zarówno z polskiej, jak i niemieckiej federacji. Szkoleniowiec powiedział, że oferta naszych zachodnich sąsiadów jest bardzo dobra (więcej przeczytasz tutaj).

Decyzję mieliśmy poznać po MŚ w Seefeld, jednak okazało się, że Horngacher potrzebuje jeszcze czasu do namysłu. Polscy działacze, z Adamem Małyszem na czele, działają na dwa fronty, analizując zarówno pozytywne, jak i negatywne zakończenie "sprawy" selekcjonera. Niewiele w tej sprawie zmieniły dwa medale zdobyte przez Dawida Kubackiego i Kamila Stocha (tu zobaczysz ceremonię medalową).

ZOBACZ WIDEO Sven Hannawald: Jeśli Horngacher odejdzie, zostawi następcy prezent

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Rozumiemy, że w sprawie Stefana Horngachera wciąż wiadomo tyle, że nic nie wiadomo?

Adam Małysz, dyrektor PZN ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej: Właśnie tak. Poszedłem w sobotę do trenera i powiedziałem, że w mediach już huczy o jego sprawie, że przyszedł czas na podjęcie decyzji. A on na to, że konkretną ofertę od Niemców dopiero co dostał, wcześniej miał tylko propozycję. Stwierdził, że musi tę ofertę przemyśleć. I że teraz nie da odpowiedzi. Zwróciłem mu uwagę, że decyzję miał podjąć po mistrzostwach świata, ale usłyszałem, że to może nastąpić nawet w Planicy, która przecież też jest po mistrzostwach.

Zdenerwował się pan tym, że zamiast "tak" albo "nie" usłyszał pan "nie wiem"?

Ja już się z tego śmieję. W Innsbrucku byłem strasznie wkurzony. Jednak tutaj, po sukcesie na normalnej skoczni, wyluzowałem. Przeczuwałem, że Stefan nie odpowie mi na to pytanie.

Czy trener zdradził jakieś szczegóły tej niemieckiej oferty?

Nie. Pytałem go, żeby powiedział, jakie warunki mu zaproponowano, bo może jesteśmy w stanie Niemców przebić. A on na to, że wie, na co Polaków stać. Stefan nie patrzy tylko na to, kto da mu lepszą pensję. Wciąż powtarza, że sercem jest za pozostaniem w Polsce i wie, że tak dobrze jak u nas w Niemczech na pewno miał nie będzie. Głowa ciągnie go jednak do tych Niemiec.

Było to widać po konkursie na normalnej skoczni. Nie było w nim takiej radości, jak po poprzednich sukcesach naszych zawodników.

Tak, ale to dlatego, że był potężnie wkurzony. Po pierwszej serii poszedł do lasu przy skoczni. Grzesiek Sobczyk dzwonił do mnie i pytał, czy nie wiem, gdzie jest Stefan. Mówił, że pierwszy raz widział go w takim stanie, że zazwyczaj to on jest agresywny, ale nie Horngacher. Chciał ich tam wszystkich pozabijać, wkurzył się i poszedł. Za chwilę ma się zacząć druga seria, a jego nie ma. Wreszcie zobaczyliśmy, jak schodzi gdzieś tam z góry. Z samego konkursu też za wiele nie pamiętał. Grzesiek mu mówi: "Zajęliśmy pierwsze i drugie miejsce". Stefan na to: "Nie!". Uwierzył dopiero, jak sprawdził wyniki w komputerze. Po tej pierwszej serii był jakby w innym świecie.

Nie informując o swojej decyzji,  Horngacher sprawia, że nie wiecie, na czym stoicie. Podejmujecie jakieś kroki na wypadek, gdyby odszedł?

Już od jakiegoś czasu robię alternatywne plany. Muszę, nie mogę zostać z ręką w nocniku.

Jak tu rozmawiać z innymi, skoro wszyscy wiedzą, że Horngacher jest dla was pierwszym wyborem?

Wszyscy doskonale wiedzą, jak wygląda sytuacja. Niektórzy sami do mnie przychodzą i dopytują się, czy Stefan podjął już jakąś decyzję, bo w gnieździe trenerskim widać tylko, że cały czas myśli. Ja odpowiadam im, że wiem tyle samo, co oni.

Na drugiej stronie m.in. o tym, czy jest szansa, że polską kadrę przejmie legendarny trener z zagranicy. Oraz, co o prowadzeniu skoczków sądzi sam Adam Małysz.
[nextpage]
Czy jedną z rozważanych przez was opcji jest trener, który prowadzi w tej chwili inną kadrę?

Jest. Jeśli będziemy chcieli ściągnąć jednego z nich, będziemy musieli zrobić taki ruch, jak Niemcy wobec Horngachera. Trzeba będzie kogoś albo podkupić, albo przekonać do pracy u nas. Zdecydowanie łatwiej byłoby zabrać kogoś z kadry B, albo mniej znanego. To już moje zmartwienie, żeby wynaleźć kogoś takiego, jak trzy lata temu Stefana. On wtedy nie był bardzo znanym trenerem. Znam jednak to środowisko i wiem, że lwią część pracy, której owoce zbiera pierwszy szkoleniowiec, wykonują ludzie z jego cienia.

A macie informacje, czy razem z Horngacherem odejdą też Harald Pernitsch czy Michal Dolezal?

Pernitsch jest człowiekiem Stefana, ale kiedy z nim rozmawiałem, powiedział, że na razie się na tym nie koncentruje, a żadnej propozycji nie dostał. Dodał, że jeśli my nadal go chcemy, to on chce z nami pracować. I to dla mnie bardzo dobra wiadomość.

Horngacher rozmawiał z wami kiedyś o tym, jakie perspektywy daje praca w Niemczech?

Mówił tylko o tym, jak tam skoki są zorganizowane. I przyznawał, że pod wieloma względami nie jest tam tak dobrze jak w Polsce. Oczywiście, tam te skoki są lepiej poukładane. Jest infrastruktura, bardzo dużo młodych zawodników. Na zawody przyjeżdża nawet 100-150 dzieciaków. Jeśli porównywać potencjał, tam na pewno jest dużo większy, musimy to sobie szczerze powiedzieć. My kilka lat temu mieliśmy taki okres, że regularnie zdobywaliśmy medale mistrzostw świata juniorów, ale z tych medalistów przebił się tylko Jakub Wolny. A w Niemczech non stop pojawiają się młodzi, zdolni zawodnicy. Jest z kogo wybierać, jak nie ten, to inny. U nas takiego komfortu nie ma.

Bierzecie pod uwagę Aleksandra Pointnera, który powiedział, że jest gotów rozmawiać z Polskim Związkiem Narciarskim?

Dochodzą nas słuchy, że jest zainteresowany. Ja słyszałem, że ma propozycję z Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Chce wrócić do skoków, ale może chodzi o to, że za półtora roku ma odejść Walter Hofer, podobnie Sepp Gratzer. Myślę, że w jego przypadku to bardziej prawdopodobny kierunek.

A pan? Gdyby zapytać kibiców, kto powinien zająć miejsce Horngachera, większość odpowie: Adam Małysz.

Kibice patrzą sercem, z perspektywy moich sukcesów, które przeżywali. Ja z chłopakami z kadry jestem na ty, ich kolegą. A oni często potrzebują kogoś, kto tak jak Stefan czasem tupnie nogą, powie Kamilowi: Masz coś zrobić tak i tak, reszta mnie nie obchodzi. I Kamil robi co trener każe. On wielokrotnie zresztą powtarzał, że czasami się Stefana boi, a czasem czuje się jak jego kolega. Taki powinien być dobry trener.

Pana by się nie bali? Nie potrafiłby pan tupnąć nogą?

Na pewno bym umiał. Pytanie, czy moje tupnięcie by na nich podziałało. Pamiętam, że jak moim trenerem był Łukasz Kruczek, to nie działało. Za dużo jest sentymentów, podchodzi się do tego za bardzo koleżeńsko, pyta się zawodnika, co myśli o jakiejś sprawie. A często jest tak, że zawodnik błądzi, nie wie, jak ma coś wykonać i potrzebuje, żeby trener mu to powiedział. Taki był Hannu Lepistoe. Przychodziłem na trening i mówiłem: "Hannu, nie dam rady. Bardzo bolą mnie nogi, nie zrobię tych odbić". "Dasz radę, jedź" - odpowiadał. Za pierwszym, drugim razem, ledwo przeskakiwałem płotki. Za trzecim, czwartym, nogi przestawały boleć. Dobry trener potrafi zmotywować zawodnika do pracy, ale przy tym postawić na swoim.

Dystans pomiędzy trenerem i zawodnikiem jest konieczny?

Tak. Trener musi być też trochę psychologiem, przyjąć argumenty zawodnika, jeśli tym wytłumaczy mu swoją rację. Jednak kiedy trzeba, musi tupnąć nogą.

Taki Michal Doleżal miałby autorytet wśród zawodników?

Trudno mi powiedzieć. On i Grzesiek Sobczyk pełniąc te role, które teraz pełnią, mają u nich bardzo duże poważanie, bo swoją robotę wykonują fantastycznie. Przecież kiedy nie ma zgrupowania czy zawodów, Stefan jest w domu, w Niemczech. A codzienną pracę wykonują Grzesiek i Michał. Dlatego ja się nie boję, co to będzie, jak zabiorą nam Horngachera. Oczywiście, musimy zrobić co w naszej mocy, żeby mieć najlepszego dostępnego fachowca, ale jeśli kadrę mieliby poprowadzić Sobczyk i Doleżal, to patrzyłbym w przyszłość bez strachu.

Z Seefeld wyjeżdżacie bez decyzji Horngachera, za to ze złotym medalem Dawida Kubackiego. Pięć lat temu pomyślałby pan, że ten zawodnik zostanie kiedyś mistrzem świata.

Pomyślałbym. To bardzo utalentowany chłopak, trochę mi przypomina Masahiko Haradę, tylko jest od niego bardziej dojrzały i potrafi lepiej latać. Harada miał potężne odbicie i tym odbiciem skakał. A Dawid umie się zachować również w locie, co udowodnił na "mamutach". Przez lata wszyscy mówili, że Kubacki dobrze się odbija, ale lecieć nie potrafi. Okazało się, że to nieprawda.

Może pomógł mu kurs szybownictwa?

Dawid jest bardzo specyficznym człowiekiem. Wie, czego chce, ma swoje zdanie, potrafi samodzielnie analizować pewne sprawy i przychodzić do trenerów z gotową propozycją. Ma potężną wiedzę o tym, co robi. W swoje hobby, szybownictwo, modelarstwo, latanie dronami, też bardzo się angażuje i moim zdaniem jego pasje mu pomagają. Pozwalają się wyciszyć. I jakby nie patrzeć, cały czas lata. Jak nie na skoczni to szybowcem albo dronem.

Jest pan zadowolony z wyników na mistrzostwach świata?

Z końcówki bardzo. W sobotę chłopaki w kombinacji norweskiej wywalczyli drużynowo ósme miejsce, jest stypendium, a to było dla nich cholernie ważne. Do tej pory ciężko było ich zmotywować. Większość z nich ma rodziny, a w takiej sytuacji treningi bez konkretnej perspektywy są trudne. Mam nadzieję, że teraz dostrzegli tę perspektywę, że będą pracować jeszcze ciężej wiedząc, że za wykonaną robotę zostaną wynagrodzeni.

Lepiej wypadliśmy w Seefeld, czy jednak dwa lata temu w Lahti, gdy skoczkowie zdobyli złoto w drużynie, a indywidualnie brąz wywalczył Piotr Żyła?

Tutaj broniliśmy tytułu mistrzów świata, a wtedy zawsze jest trudniej. Utrzymanie poziomu po sukcesach jest niezwykle ciężkie, dlatego ogromnie się cieszę, że udało się w takim stylu zakończyć te mistrzostwa.

Źródło artykułu: