Raw Air 2019. Szymon Łożyński: Jury robi co chce. Oglądaliśmy kabaret, a nie konkurs (komentarz)

Expa/Newspix.pl / EXPA/ Eibner-Pressefoto/ Socher / Na zdjęciu od lewej Borek Sedlak i Walter Hofer
Expa/Newspix.pl / EXPA/ Eibner-Pressefoto/ Socher / Na zdjęciu od lewej Borek Sedlak i Walter Hofer

Minął tydzień od kuriozalnego konkursu skoczków na mistrzostwach świata w Seefeld i otrzymaliśmy powtórkę z rozrywki. Drużynówka w Oslo w takich warunkach nie powinna się odbyć. Tyle tylko, że jury ma gdzieś sprawiedliwą rywalizację.

Całe szczęście, że w sobotnim konkursie w Oslo żadnemu skoczkowi nie stało się nic poważnego. Wcale nie musiało jednak tak być, bo warunki na skoczni były dalekie od ideału. Wielu zawodników miało sporo problemów w locie. Podmuchy wiatru mocno wachlowały ich nartami, a momentami skoczkowie trafiali w dziury powietrzne, przez co mieli problemy z lądowaniem.

W trakcie pierwszej serii upadli Marius Lindvik i Stephana Leyhe. Z kolei Yukiya Sato czy Karl Geiger cudem uratowali się przed upadkiem. Do tego Kamil Stoch po wyjściu z progu najprawdopodobniej otrzymał mocny podmuch wiatru z boku. Z kolei Jakub Wolny pięć razy musiał wchodzić na belkę startową, a Timi Zajc trzykrotnie, żeby w ogóle mógł oddać swój skok. Stefan Horngacher, gdy jego podopieczny wchodził, to schodził z belki startowej, wściekał się na delegata FIS. Tyle tylko, że jury miało to gdzieś i konsekwentnie podążało według swojego planu.

Czytaj także: klasyfikacja Raw Air 2019. Awans Dawida Kubackiego. Spadek Kamila Stocha

A ten zakładał, że przynajmniej jedną serię trzeba rozegrać. Dwa upadki, boczne podmuchy wiatru na progu do 5 m/s, problemy wielu skoczków ze spokojnym lotem nie przestraszyły jury. Nikt nie liczył się z tym, że skoczkowie w powietrzu walczą tak naprawdę o przetrwanie, a sprawiedliwej rywalizacji - tak samo jak tydzień wcześniej w Seefeld - nie ma wcale. Pierwszą serię trzeba było dokończyć, zawody odhaczyć i zadowolić sponsorów oraz stacje telewizyjne.

ZOBACZ WIDEO Sven Hannawald: Jeśli Horngacher odejdzie, zostawi następcy prezent

Przecież pierwsza seria trwała prawie tyle, co sprawnie przeprowadzona dwuseryjna drużynówka. Ramówka zatem zgadzała się, wiele reklam wyemitowano, kto by się zatem przejmował, że konkurs nie miał nic wspólnego ze sprawiedliwą rywalizacją? Na pewno nikt z osób w jury zawodów.

W dobie przeliczników za wiatr i belkę startową, prawdziwy duch sportu w skokach narciarskich zaginął. System umożliwia przeprowadzenie nawet bardzo loteryjnych konkursów, co widzieliśmy w sobotę w Oslo i tydzień wcześniej w Seefeld. Najsmutniejszy w całej tej sytuacji jest fakt, że jury będzie takie kabarety serwowała kibicom i skoczkom nadal.

Czytaj także: zdenerwowani polscy skoczkowie. Nie rozmawiali z dziennikarzami

Walter Hofer może przepraszać przed dziennikarzami za takie konkursy (jak w Seefeld) ale wraz z pozostałymi osobami z jury, wniosków nie wyciągnie i przy kolejnym loteryjnym konkursie i tak będzie chciał rozegrać przynajmniej jedną serię.

Szymon Łożyński

Źródło artykułu: