Skoki narciarskie. Plus i minus weekendu. Mógł nie wrócić, a wygrał

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Daniel Andre Tande
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Daniel Andre Tande
zdjęcie autora artykułu

Daniel Andre Tande zasłużył na wyrazy uznania po weekendzie Pucharu Świata w Wiśle. Nie tyle za samo zwycięstwo w loteryjnych zawodach, co za powrót do czołówki po wielu bardzo trudnych miesiącach.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

PLUS.[/b] Mało kto spodziewał się, że Daniel Andre Tande będzie w stanie wrócić do rywalizacji z najlepszymi skoczkami na świecie. Jak wspomniał Norweg, nie spodziewał się tego on sam. W maju 2018 roku skoczek był hospitalizowany z powodu zespołu Stevensa-Johnsona, co opóźniło jego przygotowania do sezonu. Kilka miesięcy później, podczas treningu w Lahti, zaliczył poważny upadek, przez co opuścił m.in. mistrzostwa świata w Seefeld.

Jakby pecha było mało, w sierpniu tego roku Tande nabawił się urazu kolana, który wykluczył go z treningów na kilka tygodni. A jednak wrócił i to wrócił z przytupem. - Dalej jestem w tej grze i nie liczy się niedzielny wynik, a sam fakt, że wciąż jestem w stanie skakać na tym poziomie - skomentował po zakończeniu zmagań w Wiśle.

Trener Alexander Stoeckl opisał, że nie był to powrót usłany różami. Ze względu na problemy zdrowotne Tande oddał małą liczbę skoków, często był podłamany, brakowało mu wiary w siebie, ale praca z psychologami przyniosła oczekiwany efekt.

ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. Kamil Stoch o loteryjnym konkursie w Wiśle. "Nie można się było skupiać na wynikach"

Tym samym Norwedzy mają wiele powodów do radości po inauguracyjnym weekendzie Pucharu Świata. W drużynówce zajęli drugie miejsce, w niedzielę cieszyli się z wygranej Tandego, a bardzo dobrze przez cały weekend spisywali się także inni podopieczni Stoeckla, na czele z Robertem Johanssonem. To czytelny sygnał, że w sezonie 2019/20 będą naprawdę mocni.

Czytaj także: Skoki narciarskie. Puchar Świata Wisła 2019. Media grzmią: "loteria zamiast zawodów"

MINUS. 13 reprezentantów Polski przystąpiło do rywalizacji w Wiśle, a my z zaciekawieniem spoglądaliśmy nie tylko na trzon kadry w postaci Kamila Stocha, Dawida Kubackiego, Piotra Żyły, Jakuba Wolnego, czy też Macieja Kota, ale także na to, jak spiszą się zawodnicy z zaplecza.

I niezależnie od tego, jak bardzo loteryjny był to weekend, podczas treningów i kwalifikacji nie otrzymaliśmy czytelnego sygnału, aby któryś ze skoczków kadry B był w stanie nawiązać rywalizację z bardziej utytułowanymi reprezentantami. Przez kwalifikacje przebrnęli tylko Aleksander Zniszczoł i Paweł Wąsek, ale w zawodach spisali się bardzo słabo.

Po raz kolejny Wisła okazała się pechowa dla Klemensa Murańki, a to z nim wiązaliśmy największe nadzieje, bazując na formie letniej i opiniach trenerów. Ten jednak zajął 51. lokatę w kwalifikacjach. Sztab postanowił jednak dać mu drugą szansę i Murańka wystąpi podczas kolejnego weekendu Pucharu Świata - w Ruce. W końcu to on wywalczył dodatkowe miejsce dla Biało-Czerwonych.

Czytaj także: Skoki narciarskie. Puchar Świata 2019/20. 67. podium Kamila Stocha, po raz dziesiąty w Polsce

Źródło artykułu: