Skoki narciarskie. Puchar Świata Kuusamo 2019. Tande pokonał trudną drogę. "Czułem się, jakby śmierć była blisko"

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Daniel Andre Tande
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Daniel Andre Tande

Ostatnie lata nie były łatwe dla Daniela Andre Tandego. W 2018 roku lider PŚ walczył z rzadko spotykaną chorobą. - Gdyby nie szybka interwencja lekarzy, nie chcę myśleć co mogłoby się stać - mówił. Później Norweg doznał poważnej kontuzji kolana.

W sezonie 2016/2017, Daniel Andre Tande stoczył walkę z Kamilem Stochem o zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni. Po konkursie w Innsbrucku, Norweg prowadził w całych zawodach z minimalną przewagą nad Polakiem. W Bischofshofen zupełnie nie wytrzymał jednak presji. W drugiej serii finałowego konkursu zepsuł skok, stracił wiele punktów do Kamila Stocha i ostatecznie to nasz reprezentant mógł cieszyć się ze "Złotego Orła".

Rok później Tande musiał stoczyć zdecydowanie trudniejszą walkę, walkę o swoje życie i zdrowie. Wiosną 2018 roku podopieczny Alexandra Stoeckla zmagał się z zespołem Stevensa-Johnsona. To choroba immunologiczna i dermatologiczna. Objawia się nagłą reakcją skórną na przykład po zażyciu jakiegoś leku.

Czytaj także: Domen Prevc powraca na jedną z ulubionych skoczni. Wróci do wielkiego skakania?

I tak właśnie było w przypadku norweskiego skoczka. W maju 2018 roku Daniel Andre Tande doznał infekcji dróg oddechowych. Przyjmował antybiotyki, po których zaczął czuć się źle. Któregoś poranka, przeglądając się w lustrze, zobaczył opuchnięte usta z dużymi ranami. Bardzo się zdenerwował. Zamówił taksówkę i ruszył na pogotowie. Później został przewieziony do szpitala.

ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. Kamil Stoch o loteryjnym konkursie w Wiśle. "Nie można się było skupiać na wynikach"

Lekarze szybko zdiagnozowali chorobę Stevensa-Johnsona i zaczęli działać. - Było naprawdę źle. Czułem jakby śmierć była blisko. Na szczęście lekarze szybko zareagowali, podali leki. Gdyby nie to, nie chcę pomyśleć co mogłoby się stać - mówił Tande dla nrk.no.

- Dowiedziałem się, że jeśli rany pokryją 10 procent ciała, to zagrożenie śmiercią wynosi 30 procent. Na szczęście do szpitala według lekarzy trafiłem niecałą dobę po po objawach choroby i dzięki temu mogli szybko i skutecznie zareagować - kontynuował skoczek dla norweskich mediów.

Drużynowy mistrz olimpijski z Pjongczangu pokonał chorobę, ale ta zostawiła spory ślad w jego organizmie. W sezonie 2018/2019 Norweg nie był w stanie nawiązać skutecznej walki z rywalami. Widać było, że jest zmęczony psychicznie, a skoki narciarskie nie sprawiają mu radości. Był cieniem skoczka sprzed lat, a na dodatek - zmęczony poważną chorobą organizm - znów się zbuntował.

Podczas Pucharu Świata w Lahti w 2019 roku Tande doznał kontuzji kolana. Na tyle poważnej, że nie wystartował w późniejszych mistrzostwach świata w Seefeld. Gdy już rozpoczął przygotowania do kolejnego sezonu, znów miał problemy z kolanem. Później przytrafiła mu się jeszcze infekcja zatok. Wydawało się zatem, że kolejny zimowy sezon dla 25-latka z Narwik może być stracony. Nic bardziej mylnego.

Czytaj także: chwile grozy Dawida Kubackiego w kwalifikacjach w Kuusamo

Puchar Świata 2019/2020 Tande rozpoczął w świetnym stylu. W Wiśle wygrał konkurs indywidualny i został liderem cyklu. W sobotnim konkursie w Kuusamo będzie skakał w żółtej koszulce. Jest świetnym lotnikiem, na Rukatunturi (HS 142) można skakać nawet w okolice 150. metra, dlatego bardzo realne jest, że Norweg prowadzenie w Pucharze Świata utrzyma także po weekendzie w Finlandii.

Łącznie w swojej karierze Tande 19 razy stał na podium indywidualnych konkursów Pucharu Świata, z czego wygrał 6 zawodów. Jego największym sukcesem jest indywidualne mistrzostwo świata w lotach, wywalczone w 2018 roku w Oberstdorfie (wicemistrzostwo zdobył Kamil Stoch) i drużynowe mistrzostwo olimpijskie z tego samego roku z Pjongczangu.

Źródło artykułu: