W sezonie 2016/2017, Daniel Andre Tande stoczył walkę z Kamilem Stochem o zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni. Po konkursie w Innsbrucku, Norweg prowadził w całych zawodach z minimalną przewagą nad Polakiem. W Bischofshofen zupełnie nie wytrzymał jednak presji. W drugiej serii finałowego konkursu zepsuł skok, stracił wiele punktów do Kamila Stocha i ostatecznie to nasz reprezentant mógł cieszyć się ze "Złotego Orła".
Rok później Tande musiał stoczyć zdecydowanie trudniejszą walkę, walkę o swoje życie i zdrowie. Wiosną 2018 roku podopieczny Alexandra Stoeckla zmagał się z zespołem Stevensa-Johnsona. To choroba immunologiczna i dermatologiczna. Objawia się nagłą reakcją skórną na przykład po zażyciu jakiegoś leku.
Czytaj także: Domen Prevc powraca na jedną z ulubionych skoczni. Wróci do wielkiego skakania?
I tak właśnie było w przypadku norweskiego skoczka. W maju 2018 roku Daniel Andre Tande doznał infekcji dróg oddechowych. Przyjmował antybiotyki, po których zaczął czuć się źle. Któregoś poranka, przeglądając się w lustrze, zobaczył opuchnięte usta z dużymi ranami. Bardzo się zdenerwował. Zamówił taksówkę i ruszył na pogotowie. Później został przewieziony do szpitala.
ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. Kamil Stoch o loteryjnym konkursie w Wiśle. "Nie można się było skupiać na wynikach"
Lekarze szybko zdiagnozowali chorobę Stevensa-Johnsona i zaczęli działać. - Było naprawdę źle. Czułem jakby śmierć była blisko. Na szczęście lekarze szybko zareagowali, podali leki. Gdyby nie to, nie chcę pomyśleć co mogłoby się stać - mówił Tande dla nrk.no.
- Dowiedziałem się, że jeśli rany pokryją 10 procent ciała, to zagrożenie śmiercią wynosi 30 procent. Na szczęście do szpitala według lekarzy trafiłem niecałą dobę po po objawach choroby i dzięki temu mogli szybko i skutecznie zareagować - kontynuował skoczek dla norweskich mediów.
Drużynowy mistrz olimpijski z Pjongczangu pokonał chorobę, ale ta zostawiła spory ślad w jego organizmie. W sezonie 2018/2019 Norweg nie był w stanie nawiązać skutecznej walki z rywalami. Widać było, że jest zmęczony psychicznie, a skoki narciarskie nie sprawiają mu radości. Był cieniem skoczka sprzed lat, a na dodatek - zmęczony poważną chorobą organizm - znów się zbuntował.
Podczas Pucharu Świata w Lahti w 2019 roku Tande doznał kontuzji kolana. Na tyle poważnej, że nie wystartował w późniejszych mistrzostwach świata w Seefeld. Gdy już rozpoczął przygotowania do kolejnego sezonu, znów miał problemy z kolanem. Później przytrafiła mu się jeszcze infekcja zatok. Wydawało się zatem, że kolejny zimowy sezon dla 25-latka z Narwik może być stracony. Nic bardziej mylnego.
Czytaj także: chwile grozy Dawida Kubackiego w kwalifikacjach w Kuusamo
Puchar Świata 2019/2020 Tande rozpoczął w świetnym stylu. W Wiśle wygrał konkurs indywidualny i został liderem cyklu. W sobotnim konkursie w Kuusamo będzie skakał w żółtej koszulce. Jest świetnym lotnikiem, na Rukatunturi (HS 142) można skakać nawet w okolice 150. metra, dlatego bardzo realne jest, że Norweg prowadzenie w Pucharze Świata utrzyma także po weekendzie w Finlandii.
Łącznie w swojej karierze Tande 19 razy stał na podium indywidualnych konkursów Pucharu Świata, z czego wygrał 6 zawodów. Jego największym sukcesem jest indywidualne mistrzostwo świata w lotach, wywalczone w 2018 roku w Oberstdorfie (wicemistrzostwo zdobył Kamil Stoch) i drużynowe mistrzostwo olimpijskie z tego samego roku z Pjongczangu.