Trzy lata temu wydawało się, że Maciej Kot zadomowi się w ścisłej czołówce Pucharu Świata na dłuższy czas. W pierwszym sezonie pracy Stefana Horngachera z polską kadrą zakopiańczyk okazał się jednym z liderów. Skakał znakomicie już latem i potrafił swoją formę przenieść na sezon zimowy.
W nim od pierwszych konkursów w Kuusamo Kot był w ścisłej czołówce Pucharu Świata. W Lillehammer, podczas trzeciego weekendu sezonu 2016/2017, stanął - po raz pierwszy w karierze indywidualnie - na drugim stopniu podium. Miesiąc później przyszły natomiast dwa zwycięstwa w Pucharze Świata, najpierw na dużej skoczni w Sapporo, a potem na normalnym obiekcie w Pjongczangu podczas próby przedolimpijskiej.
Czytaj także: w Klingenthal polscy skoczkowie zszokowali świat. Tutaj się wszystko zaczęło
Po tak znakomitych wynikach Maciej Kot nie poszedł jednak za ciosem. Kolejny sezon był jeszcze niezły, ale już nie tak udany jak poprzedni, w którym oprócz indywidualnych sukcesów w Pucharze Świata, zakopiańczyk z kolegami wywalczył również drużynowe mistrzostwo globu.
ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. PZN nie zapłacił ani złotówki za nowe buty. "Na badania jest specjalny grant"
Z największym kryzysem w swojej karierze Maciejowi Kotowi przyszło zmierzyć się w poprzednim sezonie. Musiał walczyć przede wszystkim z błędem na progu, który powodował wykrzywienie jego sylwetki w locie. Nie dawał sobie jednak z tym rady, a to odbijało się na zajmowanych miejscach.
Trudno w to uwierzyć, ale w sezonie 2018/2019 Maciej Kot miał w ogóle problemy ze skutecznym przebrnięciem kwalifikacji! Apogeum kryzysu u 28-latka miało miejsce podczas poprzedniej edycji Turnieju Czterech Skoczni. W Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen i Innsbrucku dwukrotny triumfator konkursów Pucharu Świata nie zakwalifikował się do pierwszej serii!
Mimo słabych wyników, które mogły przytłaczać tak ambitnego skoczka, Stefan Horngacher przez dłuższy czas nie wycofał swojego podopiecznego z zawodów. Zakładał, że najlepszym sposobem na wyjście z kryzysu będą po prostu starty. Tyle tylko, że podczas czterech treningowych skoków w czasie pucharowego weekendu ciężko wyeliminować błędy.
Dopiero pod koniec stycznia tego roku, gdy w Predazzo, Zakopanem i Sapporo Maciej Kot nadal był cieniem skoczka sprzed lat, Horngacher zdecydował się wycofać go z Pucharu Świata i pozwolić mu na indywidualne treningi. Kot trenował ze Zbigniewem Klimowskim, asystentem Horngachera. Niewiele to jednak dało. Nie odzyskał wysokiej formy i musiał pogodzić się z faktem, że zabrakło go w składzie polskiej reprezentacji na mistrzostwa świata w Innsbrucku i Seefeld.
Przełknął jednak gorycz porażki i pod wodzą nowego trenera Michala Doleżala zabrał się do ciężkiej pracy na sezon 2019/2020. Już latem widać było postęp u drużynowego mistrza świata z Lahti. Nie wykrzywiało go w locie, punktował regularnie w Grand Prix, a pod koniec cyklu zajął nawet 5. miejsce w austriackim Hinzenbach.
Początek Pucharu Świata 2019/2020 może nie jest aż tak dobry dla Macieja Kota jak start w Hinzenbach, ale na pewno zasłużył na pochwałę. W poprzedniej edycji walki o Kryształową Kulę zakopiańczyk wywalczył zaledwie 25 punktów. Teraz, po czterech indywidualnych konkursach sezonu, ma już ich na swoim koncie 30. Problemy ze skutecznym przebrnięciem kwalifikacji oraz wykrzywieniem w locie odeszły w zapomnienie.
Czytaj także: znów trzeba na niego uważać. Gregor Schlierenzauer wrócił do ścisłej czołówki Pucharu Świata
Co prawda nadal sam skoczek i jego kibice chcą lepszych rezultatów niż miejsca w trzeciej i drugiej dziesiątce, ale nie ulega wątpliwości, że Maciej Kot zrobił duży postęp w porównaniu z poprzednim sezonem. Z czołowej trzydziestki znacznie łatwiej jest zrobić ten kolejny krok, czyli być w najlepszej dziesiątce, niż w momencie, gdy ma się problemy z zakwalifikowaniem do pierwszej serii konkursu.
Na pewno forma Macieja Kota jest jednym z niewielu pozytywów, jakie w tej chwili mają polscy kibice. Gorzej, niż można było zakładać, spisują się na razie liderzy polskiej kadry: Kamil Stoch, Dawid Kubacki i przede wszystkim Piotr Żyła. Trzeba jednak pamiętać, że na początku sezonu cała trójka często miała pecha do warunków wietrznych i tak naprawdę jeszcze nie można w pełni ocenić w jakiej są formie.
O to może być trudno także w Klingenthal, bowiem w niemieckiej miejscowości - gdzie zaplanowano czwarty weekend PŚ 2019/2020 - także ma mocno wiać przez wszystkie trzy dni rywalizacji.