Stefan Horngacher wprowadził polskie skoki narciarskie na salony. Za jego kadencji Biało-Czerwoni z dobrych przerodzili się w znakomitych skoczków. Kamil Stoch wygrał Puchar Świata, dwa razy Turniej Czterech Skoczni i po raz trzeci został mistrzem olimpijskim.
Piotr Żyła wywalczył brąz na mistrzostwach świata. Dawid Kubacki został mistrzem świata. Drużyna zdobyła złoto mistrzostw globu, brąz olimpijski i dwa razy w przeciągu trzech lat wygrała klasyfikację Pucharu Narodów. Aż takie sukcesy Polaków przed kadencją Horngachera były nie do pomyślenia.
Wartościowych wyników było wiele, ale rysa na szkle również się pojawiła. Austriak kompletnie nie umiał poradzić sobie z kryzysem formy Macieja Kota. Po świetnym sezonie 2016/2017 zakopiańczyk zaczął skakać zdecydowanie słabiej. Apogeum kryzysu nastąpiło na przełomie 2018 i 2019 roku, gdy podczas Turnieju Czterech Skoczni Kot nie był w stanie zakwalifikować się nawet do konkursów.
ZOBACZ WIDEO: Rafał Kot o problemach Macieja Kota. "Coś złego się dzieje w sferze mentalnej. Musi wyluzować"
Horngacher robił, co mógł. Najpierw metodą startową próbował odbudować Polaka, później pozwolił mu na spokojne treningi bez startu w zawodach. Przełamania jednak nie było. Teraz z podobną sytuacją Horngacher musi zmagać się w Niemczech.
Naszych zachodnich sąsiadów Austriak przejął w bardzo dobrej dyspozycji. W poprzednim sezonie, jeszcze za kadencji Wernera Schustera, Niemcy zostali drużynowymi mistrzami świata. Z kolei w rywalizacji na dużej skoczni złoto wywalczył Markus Eisenbichler, a srebro Karl Geiger.
Gdy jeszcze do tego dream teamu dołączył Horngacher, wydawało się, że niemieccy skoczkowie w Pucharze Świata będą nie do pokonania. Nie do końca tak jest. Zarówno w klasyfikacji PŚ jak i Pucharu Narodów nie prowadzi Niemiec. W pierwszym zestawieniu liderem jest Stefan Kraft, a w drugim Austriacy.
U Horngachera postęp zrobili przede wszystkim Geiger oraz Stephan Leyhe. Obaj, mimo że do końca sezonu pozostało jeszcze siedem indywidualnych konkursów Pucharu Świata, mają już najwięcej zdobytych punktów w historii swojej kariery. Geiger wciąż jest w grze o Kryształową Kulę. Efekty pracy Austriaka widać także u młodego Constantina Schmida i znacznie starszego Piusa Paschke. Formę całej czwórki należy zapisać po stronie plusów Horngachera.
Na przeciwnym biegunie znajdują się natomiast Eisenbichler i Richard Freitag. Pierwszy zupełnie nie przypomina skoczka, który zachwycał w poprzednim sezonie. Tylko raz, w Garmisch-Partenkirchen, był w najlepszej dziesiątce konkursu, zajmując dokładnie 10. pozycję. Na razie uzbierał 154 punkty w PŚ. Rok temu zdobył ich aż 937.
W poprzednim sezonie Eisenbichler zachwycał między innymi na skoczniach do lotów. W Planicy był pierwszy oraz trzeci. Niecały rok później w Bad Mitterndorf miał bardzo duże problemy. Prawie w każdym skoku zaraz po wyjściu z progu jego sylwetka była niestabilna i można było obawiać się, że lot zakończy poważnym upadkiem. Na szczęście do tego nie doszło, ale widać, że Eisenbichler nie jest w najwyższej formie. Wciąż szuka dyspozycji z poprzedniego sezonu i na razie Horngacher nie jest w stanie mu pomóc.
Jeszcze gorzej sytuacja wygląda u Freitaga. Patrząc na jego wyniki w tym sezonie, trudno uwierzyć, że na przełomie 2017 i 2018 roku był liderem Pucharu Świata i walczył z Kamilem Stochem o zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni. Teraz ma zaledwie 37 punktów. Na loty do Austrii w ogóle nie pojechał. Trenuje, szuka formy, ale na razie niewiele to daje.
Przykłady Eisenbichlera, Freitaga czy wcześniej Macieja Kota pokazują zatem, że Horngacher nie jest cudotwórcą. To znakomity szkoleniowiec, z wieloma sukcesami, ale i jemu zdarzają się potknięcia. Niemcy na razie nie stali się aż taką potęgą jak można byłoby przypuszczać. W tym sezonie wygrali indywidualnie trzy konkursy i jeden drużynowy. Polacy mają sześć wiktorii indywidualnie i także jedną zespołową.
Czytaj także:
Robert Johansson odpuszcza starty w Rumunii
Trener Norwegów niezadowolony z decyzji jury