Szybko rozprzestrzeniająca się epidemia koronawirusa sprawiła, że sezon w skokach narciarskich został skrócony o półtora tygodnia. Taka decyzja dla organizatorów Pucharu Świata była bardzo trudna, ale czas pokazał, że okazała się jedyną słuszną. Dzięki temu zawodnicy bez większych problemów wrócili zdrowi do domów.
Nowy dyrektor PŚ, Sandro Pertile, stoi przed trudnym zadaniem na początku swojej pracy w tej roli. Włoch nie wyklucza, że latem zawodnicy skupią się jedynie na treningach w swoich domach, a Letnie GP w skokach narciarskich zostanie odwołane.
- W naszym przypadku musimy zdać sobie sprawę, że być może będzie miało to również wpływ na sezon letni, i tego jeszcze nie wiemy, ale być może decyzja będzie taka, że lato zespoły poświęcą wyłącznie na treningi. Na treningi w domu, bo trzeba będzie oszczędzać pieniądze na zimę. Nie wiemy. Sytuacja jest niestabilna i bardzo wymagająca - powiedział Pertile w rozmowie z TVP Sport.
Problemem jest także wpasowanie w kalendarz zaległych mistrzostw świata w lotach narciarskich. Pod uwagę brane jest ich rozegranie w grudniu lub na koniec kolejnego sezonu. To drugie rozwiązanie wydaje się być prostsze w realizacji ze względu na warunki atmosferyczne.
- Może być grudzień, może być styczeń. To jest trudne w tej chwili do przewidzenia. Grudzień w ostatnim czasie był sporym wyzwaniem związanym z produkcją śniegu. Tu trzeba zwrócić uwagę również na inny aspekt. W grudniu nie organizowaliśmy zawodów na skoczniach do lotów, więc generalnie problemy ze śniegiem, brak wielu skoków na śniegu sprawiają że z tego punktu widzenia mistrzostwa w grudniu może nie są najlepszym rozwiązaniem. Ale dyskusja cały czas trwa i krok po kroku idziemy do przodu - dodał Pertile.
Wiążące decyzje odnośnie kalendarza startów na najbliższe miesiące mogą zapaść już pod koniec marca.
Czytaj także:
Skoki narciarskie. Raw Air 2020. Kamil Stoch czeka na nagrody za zwycięstwo
Skoki. Severin Freund wściekły na jury. "Wypadku Stephana Leyhe można było uniknąć"
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Co z igrzyskami w Tokio? "Niektórzy cały czas żyją nadzieją, że odbędą się w terminie"