Przez lata skoki narciarskie były jedynie męskim sportem. Dopiero kilka lat temu do rywalizacji dopuszczono kobiety. Najpierw skakały na najmniejszych obiektach, a następnie zezwolono im na starty na obiektach o punkcie konstrukcyjnym umiejscowionym na 120. metrze. Dla triumfatorki ostatniej edycji Pucharu Świata to jednak za mało.
Maren Lundby chciałaby spróbować swoich sił na skoczniach mamucich. Na to nie chcą się jednak zgodzić działacze Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS). - Nie jest dobrze, ale nie jestem zaskoczona. Decyzję podejmują ludzie, którzy nie mają o tym pojęcia i mają najmniejszą wiedzę w tej dziedzinie - mówi Lundby dziennikowi "Dagbladet".
Decyzja FIS podjęta została w obawie o zdrowie zawodniczek. Lundby nie zgadza się z taką argumentacją. - Działacze boją się, że upadniemy i uderzymy o zeskok. Uważam to za dyskryminację. Słyszę argumenty, które są tak głupie, że nie można ich traktować poważnie - dodała Lundby.
- Bez względu na płeć zajmujemy się ryzykownym sportem i jesteśmy tego świadomi. Jeśli uważają, że niebezpiecznie jest upaść, to nieodpowiedzialnym jest zezwolenie mężczyznom na skoki na mamutach - stwierdziła Lundby, która nie chce mówić o nazwiskach działaczy prezentujących takie stanowisko.
Czytaj także:
Skoki. "Rozsądniej poczekać rok-dwa". Łukasz Kruczek o lotach kobiet
Skoki narciarskie. Jakub Wolny szczerze o pomiarach kombinezonów. "Zawsze jest jakieś ryzyko dyskwalifikacji"
ZOBACZ WIDEO: Skoczkowie mogą zarobić mniej. "Z tym się trzeba liczyć"