O problemach finansowych w norweskich skokach głośno zaczęło być już pod koniec marca. Sytuacja pogorszyła się, kiedy z powodu pandemii koronawirusa odwołano konkursy Raw Air w Trondheim i Vikersund.
W ramach cyklu przeprowadzono zaledwie 9 z 16 zaplanowanych serii. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, zawodnicy otrzymali nieco ponad 50 proc. wynagrodzenia.
Ponadto Chińczycy wycofali się z projektu olimpijskiego i wyjechali z Norwegii bez uregulowania zobowiązań. Na domiar złego wycofał się jeden ze sponsorów.
Konieczne było wprowadzenie oszczędności. Wyłączono nawet... ekspres do kawy. - Sytuacja w federacji jest tak poważna, że krwawimy finansowo. Oszczędzamy na wszystkim - powiedziała sekretarz generalna norweskiej federacji Ingvild Bretten Berg w rozmowie z PAP.
Trener Alexander Stoeckl zapowiedział, że może dojść do likwidacji norweskiej kadry B, a także okrojenia kadry A. Pojawiła się obawa, że norweskie skoki pójdą śladem tej dyscypliny w Finlandii, gdzie kryzys trwa już kilka lat.
Czytaj także:
- PŚ w biegach narciarskich. Francuzi odwołali zawody, które miały się odbyć w 2021 roku
- Hokej. Prezes PZHL: Koronawirus dał nam mocno w kość
ZOBACZ WIDEO: Kolejni sportowcy nie chcą trenować w COS-ach. Minister sportu komentuje: Uważam, że część dyscyplin może trenować w domu