Po pierwsze to wiatr dyktuje warunki, a po drugie ledwie rozpoczął się Puchar Świata, a już kilku znaczących zawodników wyeliminował koronawirus. Na tyle znam naszych skoczków, aby stwierdzić, że zdecydowanie bardziej woleliby zdobywać swoje punkty w sprawiedliwszych okolicznościach.
I oczywiście to nie jest tak, że Polakom wiało pod narty, a rywalom w plecy. Wystarczyło spojrzeć na skoki Piotra Żyły podczas drugiego konkursu w Ruce, aby odnieść wrażenie, że na progu nie było tak dużych błędów, aby zająć dopiero 23. miejsce.
Szkoda mi też Andrzeja Stękały, który wrócił z niebytu do szerokiej czołówki najlepszych skoczków na świecie. Pamiętam, kiedy w Wiśle stojąc przy dziennikarzach, krzyknął "Strasznie się cieszę!". To była reakcja na długie miesiące ciężkiej pracy, które od wykluczenia z kadry w 2017 roku, poprzez pracę w karczmie, aby zarobić na chleb i gigantyczne wątpliwości ws. kontynuowania kariery, doszedł do 19. lokaty wywalczonej na skoczni im. Adama Małysza. W Ruce tylko potwierdził wysoką dyspozycję, plasując się w sobotę tuż za pierwszą dziesiątką. Tymczasem loteryjny niedzielny konkurs nie pozwolił mu nawet zakwalifikować się do drugiej serii. To potrafi zepsuć nastrój i podkopać pokłady nadziei po świetnym początku.
ZOBACZ WIDEO: Skoki. Maciej Kot wróci do dobrej formy? "Bardzo mocno został poprawiony element, który powodował krótkie skoki"
Największym pechowcem jest jednak Kamil Stoch. Znakomita forma przed startem PŚ, potem migrena, przez którą o mało nie zrezygnował ze startu w konkursie drużynowym, aż wreszcie sinusoidalna dyspozycja podczas loteryjnych zawodów. To musi wywoływać irytację nawet u tak doświadczonego i utytułowanego skoczka.
Czymże jest jednak pech Polaków w porównaniu do tego, jaki mają choćby Stefan Kraft czy Michael Hayboeck. Ich dyspozycji nie jesteśmy w stanie nawet poznać, bo 2020 rok postanowił zakpić sobie ze skoczków już na samym początku sezonu w skokach. Zawodnikom zakażonym koronawirusem trzeba życzyć tylko, aby testy szybko wskazały wynik negatywny, a następstw choroby nie było wcale. Inaczej będą pozbawieni nie tylko tych kilku startów, ale tak naprawdę niemal całego sezonu. Bo co to za sport, kiedy zamiast dbać o wynik, trzeba w pierwszej kolejności, dziesięć razy bardziej niż zwykle, myśleć o swoim zdrowiu.
Żeby była jasność - nawet w tak kuriozalnych okolicznościach da się wygrywać. I to regularnie. Markus Eisenbichler też jest zagrożony zakażeniem, startuje w tych samych loteryjnych konkursach, a jednak tylko w trzech odsłonach sezonu zebrał już 280 punktów. Znów potwierdzenie znajduje fakt, że w ultrawysokiej formie skoczkowi nie jest w stanie przeszkodzić praktycznie nic.
Na razie w klasyfikacji generalnej Kubacki jest trzeci, Żyła piąty, a Stoch dziesiąty. Polacy są więc na stanowiskach, z których można przypuścić skuteczny atak. Cieszy szczególnie dyspozycja Kubackiego, który przed sezonem miał spore problemy z ustabilizowaniem dyspozycji.
Byle tylko okoliczności były zdrowsze. Dosłownie. O resztę Polacy zadbają sami.
Szok w Kuusamo po skoku zwycięzcy. Skąd taka nota za wiatr?! >>
Michal Doleżal ocenił formę swoich podopiecznych >>