- Potrzebowaliśmy kelnerów. Dałam ogłoszenie i Andrzej jakoś za pośrednictwem znajomych do nas trafił. To było trzy lata temu. Oczywiście wiedziałam, kim jest, ale dopiero potem opowiedział nam, jak wygląda jego sytuacja w skokach. Od początku wierzyłam, nawet jak miał chwile zawahania, że będzie odnosić sukcesy. Wszyscy zawsze trzymaliśmy za niego kciuki - przyznaje Zapotoczna.
Dobry człowiek
Stękała potrzebował pracy, bo w 2017 roku zarząd Polskiego Związku Narciarskiego wykluczył go z kadry. Aby nadal trenować skoki i liczyć na powrót, musiał zarabiać. Karczma była dla niego idealnym rozwiązaniem - ówczesny trener kadry B Maciej Maciusiak oferował pomoc, ale aby spokojnie budować formę, trzeba było stabilizacji w życiu prywatnym.
Na początku pracy Stękała tylko pomagał w kuchni. Nigdy wcześniej nie pracował jako kelner, więc fachu uczył się w "Chacie Zbójnickiej". Szybko pojął, co jest najważniejsze w obsługiwaniu gości.
- Wydaje mi się, że polubił tę pracę. Czuje się swobodnie, widać było, że nie pracował z przymusu. Zresztą on jest człowiekiem, który wszystko, czego się podejmie, robi na sto procent - zaznacza szefowa skoczka.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Justyna Kowalczyk i droga na obiad. Nagranie jest hitem sieci
I dodaje, że Andrzej to pozytywny mężczyzna z wielkim poczuciem humoru. - To jest po prostu dobry człowiek. I nie mówię tego dlatego, że zdobył medal i stał się popularny. Zawsze go tak postrzegałam. W dodatku na co dzień zaraża uśmiechem. No i jest góralem! A nasza karczma ma właśnie taki klimat, więc świetnie się wpasował - tłumaczy Zapotoczna.
Stękała wielokrotnie podkreślał, że pracownicy karczmy zawsze dostosowywali się do godzin jego treningów. Bywało, że przychodził do pracy tylko na jakiś czas albo konkretną grupę gości. Po inauguracyjnych zawodach trwającego sezonu w Wiśle, powiedział nawet, że będzie pomagał w karczmie, choćby zarabiał miliony.
Przychodzą tylko dla Andrzeja
Właścicielka karczmy ma nadzieję, że Stękała nadal będzie odwiedzać "Chatę Zbójnicką". Choćby tylko towarzysko. Jeśli wysoka forma skoczka utrzyma się, o regularną pracę w karczmie będzie trudno. Nie będzie koniecznością również pod względem finansowym, a w trakcie sezonu pracować po prostu się nie da.
- Oczywiście, jeśli będzie chciał polatać trochę z tacą, to nie ma żadnego problemu! Wszystko się zmienia, ale u nas drzwi są dla niego zawsze otwarte - zaznacza Zapotoczna.
Kiedy Stękała wywalczył brązowy medal mistrzostw świata w lotach narciarskich, szefowa zadzwoniła do skoczka. Wcześniej, już po pierwszym skoku, wysłała mu SMS.
- Bardzo przeżywał swój sukces, co zresztą wszyscy widzieliśmy. Po tak długim przestoju, to, co się wokół dzieje, jest szokiem. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Ma w sobie wielkie emocje i teraz zapewne dopiero uczy się z nimi oswajać - twierdzi Zapotoczna.
Jeszcze przed tym sezonem zdarzali się goście, który wpadali do karczmy tylko dla Stękały. Teraz zainteresowanie skoczkiem będzie jeszcze większe. Co jasne, dla właścicielki karczmy to dobra informacja. Szczególnie, że po zamknięciu lokali gastronomicznych, dla pani Haliny i reszty ekipy nastał trudny czas.
- Dowozimy dania bezpośrednio do klientów. Poza tym chcę dawać pracę ludziom. Bez dochodów zostaliby z niczym. Przede wszystkim teraz, kiedy jesteśmy tak blisko świąt. Zima w Zakopanem to szczególny czas, bo właśnie wtedy udaje się zarobić znacznie więcej. Czasem na cały sezon. A teraz wszystko jest zamknięte. Z niecierpliwością czekamy na kolejne regulacje i otwarcie restauracji. Liczy się każdy dzień - podkreśla Zapotoczna.
Janusz Stękała: Andrzej czerpie z Lewisa Hamiltona >>
Koledzy z uznaniem o Andrzeju Stękale. To jego postawa była kluczowa >>