W styczniu 2002 roku pod Wielką Krokwią w Zakopanem skoczków dopingowało około 60 tysięcy kibiców. Chcieli tylko jednego - wygranej Adama Małysza. 19 stycznia triumfował Matti Hautamaeki, a dla Polaka zabrakło miejsca na podium. Dzień później Małysz nie dał już szans rywalom.
Polak stoczył niesamowity bój ze Svenem Hannawaldem. W pierwszej serii Orzeł z Wisły skoczył 131 metrów, a Niemiec uzyskał o metr mniej. - Jest piękny skok. Znakomicie. 131 metrów, Adam Małysz prowadzi. Tu jest szaleństwo. Te 50-60 tysięcy, radość ogromna. Adam Małysz prowadzi. Cieszmy się - mówił po pierwszej serii komentujący zawody w TVP Włodzimierz Szaranowicz.
W drugiej Hannawald wylądował na 125. metrze, a Małysz osiągnął 123,5 metra. Zadecydowały sędziowskie noty. Te lepsze miał polski skoczek i to on wygrał. Niemca wyprzedził o 0,6 pkt. Fani pod skocznią oszaleli z radości. Małysz całował ziemię i cieszył się z kibicami.
- Jest blisko, ale czy jest wystarczająco? - mówił z niepewnością w głosie Szaranowicz po wylądowaniu Małysza. - Jest pierwszy! Ależ ma Hannawald pecha, przegrywa drugi konkurs. Pierwsza victoria Adama Małysza w Zakopanem. Piękna niedziela, niedziela należy do nas - dodawał radośnie Szaranowicz.
Później Małysz w Zakopanem wygrywał jeszcze trzy razy: dwukrotnie w 2005 roku i raz w 2011, w swoim ostatnim starcie przed polskimi kibicami.
Czytaj także:
Bjoern Einar Romoeren: Niech Stoch i Granerud walczą do ostatniego konkursu! [WYWIAD]
Puchar Świata w Zakopanem. Kolejny atut Michala Doleżala. "To jest najlepsza wiadomość po ostatnim weekendzie"