Skoki narciarskie. Męczarnie Andreasa Wellingera. IO w 2022 roku bez obrońcy tytułu?

Do niedawna Andreas Wellinger uchodził za jednego z najlepszych skoczków świata. Dziś na próżno szukać go nawet na liście startowej zawodów najwyższej rangi. W tej chwili za mistrzem olimpijskim z 2018 roku nie przemawiają żadne argumenty.

Michał Grzela
Michał Grzela
Andreas Wellinger Getty Images / Franz Kirchmayr/SEPA.Media / Na zdjęciu: Andreas Wellinger
Andreas Wellinger był pierwszoplanową postacią dyscypliny przede wszystkim w sezonach 2016/17 oraz 2017/18. Właśnie wtedy zapisał na swoim koncie największe sukcesy. Najpierw w 2017 roku w Lahti został podwójnym wicemistrzem świata, a dwanaście miesięcy później wywalczył złoty i srebrny medal w rywalizacji indywidualnej na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu.

"Red Bull" - zapowiedź nieoczekiwanego kryzysu

Fantastycznymi rezultatami Wellinger zapracował nie tylko na uznanie ekspertów, ale także na kontrakt z firmą "Red Bull". Austriacki koncern nie przyniósł jednak zbyt wiele szczęścia reprezentantowi Niemiec. Zamiast tego, wraz ze zmianą głównego sponsora latem 2018 roku, nad głową Wellingera zagościły ciemne chmury.

Problem był absolutnie trywialny. Uzyskiwane przez Niemca wyniki pozostawiały sporo do życzenia. W ciągu sezonu 2018/19 wicemistrz świata juniorów z 2015 roku zaledwie dwukrotnie uplasował się w czołowej "10" zawodów Pucharu Świata i to na samym początku zimy. W kolejnych miesiącach kłopoty na skoczni nie dawały za wygraną. Przeciwnie, ich natężenie było coraz większe, co ostatecznie przełożyło się na dopiero 18. miejsce Wellingera w wyścigu o Kryształową Kulę.

ZOBACZ WIDEO: Skoki. Kamil Stoch komentuje formę Stękały. "Życzę mu, żeby to trwało jak najdłużej"

Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. W czerwcu, podczas przygotowań do kolejnego sezonu, skoczek zza naszej zachodniej granicy nabawił się poważnego razu. Diagnoza nie pozostawiała żadnych złudzeń. Zerwanie więzadeł krzyżowych w prawym kolanie i brak szans na starty w sezonie 2019/20. Taki obrót wydarzeń nie pozostawił Wellingerowi wyboru. Niemiec poddał się kompleksowej rehabilitacji, która zaowocowała powrotem na skocznię w maju 2020 roku. Kilka miesięcy później podopieczny Stefana Horngachera ze stosunkowo dużym spokojem wyczekiwał pierwszych startów na śniegu.

- Nie sądziłem, że sprawy będą układać się tak dobrze. Na ten moment moim głównym zadaniem jest znaleźć się w gronie tych, którzy będą brani pod uwagę przez trenerów w kontekście startów w Pucharze Świata - mówił 25-latek w sierpniu na łamach niemieckiego "Eurosportu".

Spokój - nieskuteczna odpowiedź na fatalną dyspozycję 

W oczach szkoleniowców Wellinger zapracował na miejsce w grupie, która na starcie zimy została oddelegowana do walki o punkty . Na tym jednak kończy się zasób ciepłych słów, jakie można wystosować pod adresem reprezentanta Niemiec. Jego powrót nie sprostał bowiem niczyim oczekiwaniem, na czele z tymi, które jeszcze latem żywił sam zawodnik. W dziewięciu konkursach najwyższej rangi Wellinger ani razu nie awansował do serii finałowej, a dwa razy nie przebrnął nawet kwalifikacji.

Zanim słaba forma całkowicie wykluczyła Wellingera ze startów w PŚ, reprezentant SC Ruhpolding nie zmieścił się w składzie na grudniowe mistrzostwa świata w lotach w Planicy. Wtedy, mimo wyraźnego zagubienia na skoczni, wciąż towarzyszyła mu zauważalna doza optymizmu. W jego wypowiedziach bez trudu dało się wyczuć nadzieję, że prędzej, czy później wszystkie elementy układanki zaczną do siebie pasować.

- Okaże się, jak pójdzie mi w zawodach, czy odnajdę właściwy rytm. Ale jestem ambitny i już tej zimy chcę wrócić na szczyt - deklarował odważnie mistrz świata z 2017 roku w konkursie drużyn mieszanych.

Porażka z resztą świata 

Mając na uwadze późniejszy rozwój wydarzeń, wydaje się, że cel Wellingera jest najzwyczajniej w świecie poza jego zasięgiem. Trudno oczekiwać nagłego wyskoku dyspozycji Niemca, skoro ten na razie nie radzi sobie nawet w drugo- i trzecioligowych zawodach.

Brak punktów w dwóch konkursach Pucharu Kontynentalnego w Innsbrucku oraz zaledwie trzy oczka wywalczone podczas dwudniowej rywalizacji w Szczyrku w ramach cyklu FIS Cup to wyniki, które nie napawają optymizmem. Chcąc podkreślić, w jak godnym pożałowania miejscu znalazła się kariera Wellingera, wystarczy przypomnieć, że w trakcie rywalizacji w Austrii i Polsce lepsi byli od niego m.in. reprezentanci Ukrainy, Rumunii, czy Włoch. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że w świecie skoków zawodnicy z tych krajów są postrzegani w kategorii egzotyki.

Cel - uniknąć losu Bystoela

Ostatnie tygodnie postawiły Andreasa Wellinger w bardzo trudnej sytuacji. Położenie Niemca wydaje się na tyle dramatyczne, że trwającą zimę w jego przypadku można już raczej spisać na straty. Nie oznacza to jednak, że w międzyczasie nie zdążyło narodzić się kilka palących kwestii.

Najważniejsza z nich dotyczy uczestnictwa 25-latka w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich. W trakcie imprezy, która odbędzie się w Chinach, Wellinger będzie obrońcą tytułu na normalnym obiekcie. Sęk w tym, że jego obecność na starcie stoi pod ogromnym znakiem zapytania.

Po raz ostatni mistrza olimpijskiego z poprzednich igrzysk zabrakło w Vancouver w 2010 roku. Wówczas nieobecny był Lars Bystoel. Historia nijak ma się jednak do tej, która aktualnie staje się udziałem Wellingera. Na drodze Skandynawa do udziału w imprezie czterolecia stanęła sportowa emerytura. Bystoel zdecydował się na nią jeszcze przed startem sezonu 2009/10.

Kontuzja - najtrudniejszy przeciwnik w karierze 

Co się tyczy Wellingera, koniec kariery jest bardzo mało prawdopodobny. Kwestią otwartą pozostaje natomiast to, czy Niemiec zdoła puścić w zapomnienie wszystkie problemy i wyjść na prostą. Historia pokazuje, że nie będzie to łatwe zadanie. Skoczkowie narciarscy po ciężkich urazach z reguły długo dochodzą do zdrowia, a często ich walka bywa nieskuteczna. Książkowym przykładem takiego zjawiska jest kolega Wellingera z reprezentacji Niemiec - Severin Freund.

Były mistrz świata w lotach narciarskich w przeszłości już dwa razy doznał zerwania więzadeł krzyżowych w kolanie. Odkąd Freunda zaczęły trapić kontuzje, jego pozycja w światowej hierarchii uległa znacznemu pogorszeniu. Sezon 2020/21, w którym 32-latek zdobył do tej pory nieco ponad 100 punktów do klasyfikacji generalnej PŚ, to dla niego najlepszy okres od czterech lat.

Wobec tego należy prognozować, że jeśli Wellinger ma wystąpić na igrzyskach olimpijskich w 2022 roku, czeka go piekielnie dużo pracy. Tylko powrót do stuprocentowej sprawności może okazać się przepustką do chociażby walki o wyjazd do Chin. W innym wypadku reprezentant Niemiec może podążyć szlakiem przetartym przez wielu jego kolegów po fachu i na dobre utknąć w dołku. Wyjście z niego będzie graniczyć już z prawdziwym cudem.

Zobacz także: 
Sven Hannawald zadał pytanie Adamowi Małyszowi. Odpowiedź bezcenna!

Zobacz także: Wrócił po długiej przerwie i znów opuści Puchar Świata. Norweg szykuje się na mistrzostwa świata

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×