[b]
Szymon Łożyński, WP SportoweFakty: W trzech kolejnych pucharowych weekendach pana podopieczni świetnie skakali w sobotę, dzień później już znacznie słabiej. Co się dzieje?
Michal Doleżal, trener polskich skoczków: [/b]
W tych konkursach indywidualnych liczyliśmy na więcej. Z sześciu zawodników w trzydziestce trzeba się cieszyć, ale miejsca mogłyby być lepsze. Powodów do paniki jednak nie ma.
Zachowujemy spokój. Nic złego się nie dzieje. Jesteśmy dobrze fizycznie przygotowani. Gdyby tak nie było, to od początku weekendów chłopaki skakaliby słabo. Tymczasem w sobotę jest bardzo dobrze, a słabiej w niedzielę.
ZOBACZ WIDEO: Prawdziwe legendy skoków narciarskich. Niezwykłe spotkanie po latach
Powodem obniżenia formy może być lekkie zmęczenie po Turnieju Czterech Skoczni?
Na pewno spodziewaliśmy się, że przyjdą trochę słabsze skoki. Nie da się skakać cały czas na tak wysokim poziomie jak na turnieju. Dlatego teraz, przy trochę słabszych skokach, nie robimy żadnych nerwowych ruchów. Idziemy drogą, którą obraliśmy już wcześniej, z lekkimi modyfikacjami.
Czy kontaktował się już pan z doktorem Perchnitsem? Co zmienicie podczas weekendu w Willingen?
Tak, rozmawialiśmy już. Zdecydowaliśmy się na małe zmiany w aktywacji, czyli pobudzeniu mięśni, przed zawodami (aktywacja mięśni to takie ich przygotowanie, by idealnie pracowały w momencie rozpoczęcia skoku, nie mogą być przemęczone ani niedogrzane - przyp. red.). To nie będzie jednak rewolucja. Dokonamy małych zmian już podczas Pucharu Świata w Willingen.
Jak pana podopieczni reagują na słabsze skoki?
Zawodnicy czują, że brakuje im trochę stabilności w skokach. Spójrzmy na Dawida Kubackiego. W treningu był drugi, w kwalifikacjach czwarty, a w konkursie już znacznie niżej. Nie zapomniał jednak tych swoich najlepszych skoków. Brakuje mu stabilizacji, ale jest w stanie ją szybko złapać i częściej powtarzać dobre próby z treningów.
Dziwny to sezon. W Zakopanem Marius Lindvik wygrywa, w Lahti nie ma go w trzydziestce. Pisaliśmy o kryzysie Niemców, a w Lahti na podium byli Geiger oraz Eisenbichler. Z czego wynika taka niestabilność wśród najlepszych?
Czołówka jest bardzo szeroka. Jest wielu zawodników, którzy mogą skakać bardzo daleko. To widać po naszym przykładzie. W drużynówkach w Zakopanem i Lahti skakaliśmy świetnie i byliśmy dwa razy na podium. Gdy tylko w konkursie indywidualne te skoki były już nieco słabsze, od razu rzutowało to mocno na miejscach.
Finałowy skok Halvora Egnera Graneruda w Lahti, mimo upadku, był imponujący. Norweg leciał nad zeskokiem znacznie wyżej niż pozostali skoczkowie. Uzyskał aż 137,5 metra, ale przegrał przez upadek. To był idealny skok, czy pomogły mu warunki?
Byłem zaskoczony aż tak dobrą jego próbą. Odleciał wszystkim. To był taki skok petarda. To jednak przede wszystkim muszą oceniać norwescy trenerzy. Ja zajmuje się polskimi skoczkami i na tej pracy się skupiam.
Wciąż nie wiadomo co z Pucharem Świata w Rasnovie, tuż przed mistrzostwami świata. Macie jakieś informacje na temat tych zawodów?
Nie, też czekamy na decyzję. Jeśli jednak Rasnov zorganizuje Puchar Świata, to wystartujemy w Rumunii.
W Lahti zaskoczyliście nowymi kombinezonami: biało-czarnymi. Czy sama zmiana koloru ma znaczenie?
Czasami może mieć. Nie mogę jednak za dużo powiedzieć w kwestii sprzętu. To nasza tajemnica. Konkurencja nie śpi.
W Finlandii testowaliście coś jeszcze oprócz kombinezonów?
Nie, spróbowaliśmy tylko nowych kombinezonów.
Czytaj także:
Kibice zaniepokojeni skokami Polaków. Wojciech Fortuna uspokaja
Nie tak to miało wyglądać. Najsłabszy start Polaków w sezonie. Dramat Graneruda