Polski komentator nie wytrzymał na antenie. "Byłem szalenie rozżalony"

YouTube / Na zdjęciu: Dawid Kubacki
YouTube / Na zdjęciu: Dawid Kubacki

- Użyłem trochę zbyt mocnych słów, ale moim zdaniem Dawid Kubacki został skrzywdzony - tłumaczy nam komentator stacji Eurosport Igor Błachut, który w niedzielnym konkursie PŚ ostro ocenił decyzję jednego z sędziów.

W drugiej serii niedzielnego konkursu Pucharu Świata w Klingenthal Dawid Kubacki oddał fantastyczny skok na odległość 146 metrów i zabrakło mu tylko pół metra do wyrównania rekordu obiektu, należącego do Michaela Uhrmanna. Próba Polaka była o tyle imponująca, że udało mu się dobrze wylądować.

Jednak nie wszyscy sędziowie chcieli to dostrzec. Francuz Jerome Gay przyznał Kubackiemu bardzo niską notę "17", o wiele wyżej oceniając np. o wiele gorsze lądowania Halvora Egnera Graneruda (WIĘCEJ TUTAJ).

Oczywiście najniższa nota przyznana przez sędziego i tak nie liczyła się do punktów dla Kubackiego (z pięciu not odpada najniższa i najwyższa), ale decyzja Francuza wzburzyła Igora Błachuta, komentatora stacji Eurosport, który na antenie nazwał go "pajacem".

ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz miał kombinezon po gwieździe skoków. "Za długie nogawki!"

Dziennikarz użył mocnych słów po tym, jak zobaczył "18.5", jaką ten sam sędzia przyznał Domenowi Prevcowi, choć jego lądowanie nie różniło się od tego, jakie miał Kubacki.

- Zrobiło się zamieszanie, ale nie było to moim celem. Nie chciałem i nie chcę zdobywać sławy takimi wypowiedziami na antenie - tłumaczy w rozmowie z WP SportoweFakty popularny komentator.

- Moje słowa były odrobinę niefortunne, pewnie zbyt mocne, ale wypowiedziane w dużych emocjach. Nie ukrywam, że byłem szalenie rozżalony tym, że Dawida skrzywdzono. Ale moim zdaniem to część poważniejszego problemu. System oceny skoczków przez sędziów uważam za archaiczny - dodaje.

Błachut tłumaczy, że obecnie komentatorzy mają o wiele większe szanse na sprawiedliwą ocenę skoku niż ci, od których mogą zależeć wyniki konkursów.

- Oni przecież nie mają dostępu do powtórek, nie wiedzą, w jakich warunkach skakał zawodnik, ich budki sędziowskie są nieraz bardzo oddalone od zeskoku, przez co widoczność jest po prostu kiepska. To wszystko wpływa na to, że mają gorszy komfort oceny sytuacji na skoczni niż telewidzowie czy komentatorzy - uzupełnia.

Dodajmy, że już nie pierwszy raz w tym sezonie pojawiają się kontrowersje po decyzjach arbitrów. Wcześniej już krzywdzono właśnie Kubackiego, który - lądując telemarkiem - dostawał niższe noty od rywali, którzy musieli to robić na dwie nogi.

- Zakładam, że sędziowie to fachowcy, którzy widzieli i oceniali już tysiące skoków w swoim życiu, dlatego powiedziałem to, co powiedziałem. Tym bardziej, że takich sytuacji było już w tym sezonie więcej. Takie błędy zdarzają się zbyt często. Może FIS w końcu podejmie rękawicę i powalczy o zmiany i wreszcie sensowną organizację pracy sędziów, czy choćby poprawi kwestię pomiaru odległości, która nadal odbywa się trochę "na oko" - podsumowuje temat komentator.

Ostatecznie Kubacki zajął w niedzielnym konkursie siódmą pozycję, a szósty był Kamil Stoch. Po drugim miejscu w sobotnich zawodach lider polskiej kadry rozbudził apetyty kibiców, którzy po zawodach w Zakopanem i Lahti mogli poczuć odrobinę niepokoju. Już w jednym konkursie w Willingen Stoch był trzeci, a w sobotniej rywalizacji w Klingenhtal przegrał tylko z Halvorem Egnerem Granerudem.

Czy forma trzykrotnego mistrza olimpijskiego znów idzie w górę, tak jak przed Turniejem Czterech Skoczni?

- Nawet przed konkursami w Klingenthal nie czułem niepokoju, więc tym bardziej nie mam go w sobie teraz - przekonuje Błachut. - Kamil jest tej zimy dysponowany dobrze, oczywiście raz jest lepiej, raz gorzej, ale moim zdaniem jeszcze nie raz w tym sezonie będziemy go widzieć na podium.

W Klingenthal Stoch, oczywiście nieintencjonalnie, trochę droczył się z polskimi kibicami. Na treningach i w prologu prezentował się przeciętnie, a wszystkich niepokoiły jego niskie prędkości najazdowe. W konkursach skakał już jednak o wiele lepiej.

Po zawodach Polak przyznawał, że wciąż jest w trakcie szukania brakującego elementu, jeśli chodzi o pozycję najazdową. Raz go znajduje, by jednak w kolejnym skoku go zgubić.

- Tutaj mówimy o dążeniu do perfekcji, czyli tego, co prezentuje teraz Halvor Egner Granerud. Kamilowi chodzi o to samo, on cały czas chce dojść do tej najwyższej dyspozycji. Dlatego słyszymy w wywiadach o tych detalach związanych z pozycją najazdową czy przejściem do fazy lotu - tłumaczy Błachut.

Niebawem najważniejsza impreza sezonu. Mistrzostwa świata w Oberstdorfie potrwają od 23 lutego do 7 marca.

- Tam jeden gorszy skok może pogrzebać szanse medalowe, ale z drugiej strony może też się zdarzyć, że w dniu konkursu wszystko wyjdzie idealnie. Kamil będzie miał aż trzy szanse na podium.

W kolejny weekend cykl PŚ ponownie zawita do Zakopanego, gdzie odbędą się konkursy w zastępstwie za odwołane zawody w Pekinie.

Adam Małysz wyjaśnił decyzję trenera. Czytaj więcej--->>>

Źródło artykułu: