Zainteresowanie Pucharem Kontynentalnym w weekend sięgnęło zenitu. Oba konkursy wygrali Polacy. Sobotni - Stefan Hula, niedzielny Tomasz Pilch. Każdego dnia cała czwórka Polaków plasowała się w pierwszej dziesiątce.
Obsada konkursu, jak to w drugiej lidze w skokach, nie była mocna, ale na starcie stało kilku solidnych zawodników z dużym doświadczeniem w PŚ. Wśród nich utalentowany Austriak Markus Schiffner i Japończyk Junshiro Kobayashi, czwarty zawodnik Turnieju Czterech Skoczni z roku 2018.
Pilch wytrzymał presję
- Cieszę się, że Puchar Kontynentalny zyskuje na popularności. Na pewno są to ciekawe zawody. Co prawda druga liga, ale konkursy odbywają się na interesujących obiektach. Skocznia w Brotterode jest oldskulowa, ma inny profil, ale daje mnóstwo radości. To był udany weekend dla polskich skoków. Usłyszeć hymn Polski na niemieckiej ziemi jest fajnym przeżyciem. Aż żal, że w PK nie ma drużynówek - kwituje Kot w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Niepokojąca forma polskich skoczków przed MŚ. Były zawodnik uspokaja
Skoczek potwierdza, że weekend w Brotterode był przełamaniem dla dwóch skoczków. Hula odetchnął, bo za nim fatalny początek sezonu. Jest najstarszym zawodnikiem w kadrze i właśnie pokazał, że jest w stanie wrócić do wysokiej formy.
- W ten sposób zamknął usta krytykom - cieszy się Kot.
Pilch natomiast potrzebował sukcesu dla samego siebie. Jest niesamowicie zmotywowany do pracy. Na każdym treningu widać, jak bardzo mu zależy, aby przenieść wysoką formę ze skoków próbnych na zawody.
- Dla niego wielkim wyzwaniem był szczególnie drugi dzień, kiedy prowadził po pierwszej serii. Widziałem u niego zdenerwowanie, presję. Ale byliśmy silni jako drużyna, trzymaliśmy się razem. To pomogło, pojawiła się radość ze skakania i Tomek sobie z tym świetnie poradził - zdradza Kot.
Cel - igrzyska
Sam Kot jest skoczkiem z olbrzymim stażem w Pucharze Świata. To zawodnik, który dwa razy wygrywał konkursy najwyższej rangi i w sezonie 2016/2017 zajął piątą lokatę w klasyfikacji generalnej. Od kilku lat nie może się jednak odbudować.
- Czuję bardzo duże wsparcie od kibiców, rodziny i dziennikarzy. To był dla mnie ważny weekend, może nie tak, jak dla Tomka czy Stefana, ale jesteśmy na innym etapie budowania formy. Potrzebujemy innych rzeczy. U mnie chodzi o to, żeby znaleźć pomysł na skoki, ułożyć technikę. Tak, żebym wchodził na belkę z jasnym pomysłem do zrealizowania. Ostatnio nie było dużo czasu na treningi. Byliśmy w Szczyrku, ale pięć skoków to za mało, aby złapać automatyzm - twierdzi 29-latek.
I dodaje, że teraz nabrał przekonania do swojego planu. Ze skoku na skok trudno o wielki progres, ale wyniki w Brotterode pokazały, że idzie w dobrym kierunku. O to chodziło.
- Jeśli średnie skoki pozwalają na takie wyniki, to znaczy, że mam dużą rezerwę. Na pewno będę walczyć do samego końca. Chodzi o to, aby pozytywnie zakończyć sezon. Dobre rezultaty uzyskane teraz pomogą mi wejść z wyższego poziomu w przygotowania do sezonu olimpijskiego. Pierwszy krok to dostać się do składu na igrzyska. Drugi to walczyć o medale. Niektórzy zwątpili w moją motywację, ale prawda jest taka, że teraz pracuję jeszcze ciężej. Nie daję za wygraną. Nie wszystko układa się po naszej myśli, ale nie można się poddawać. Drobne sukcesy, jak te weekendowe, dają mnóstwo radości. Na każdym kolejnym treningu jest lżej - podsumowuje Kot.