"Dopiąłem swego". Dyrektor programowy TVN zachwycony transferem z TVP

- Wiemy, że nie dla wszystkich jesteśmy telewizją pierwszego wyboru i nie będziemy nikogo zmuszać, żeby to zmieniał. Ale pokażemy mu, że jeśli lubi skoki, to u nas zobaczy je od A do Z - mówi Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Edward Miszczak Newspix / Stanislaw Krzywy / Na zdjęciu: Edward Miszczak
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Denerwuje się pan przed startem nowego sezonu skoków narciarskich? Wypływacie na wody, które są dla was niemal nieznane. TVN i sport to nie jest oczywiste połączenie.

Edward Miszczak, dyrektor programowy telewizji TVN: Nie jest. Do tej pory sport zawsze przechodził TVN-owi koło nosa. Nigdy nie mogliśmy pozyskać interesujących praw sportowych. One lądowały najczęściej w naszej komercyjnej konkurencji. To się zmieniło wraz z pojawieniem się grupy Discovery. Przywędrowały do nas nie tylko prawa do transmisji, ale też doświadczenie. Wiedza, jak wkomponować sport w całą grupę.

Chcemy wykorzystać nowe możliwości technologiczne, niesamowicie ważne w dzisiejszych czasach. Zabawek, które uplastyczniają przekaz, mamy teraz mnóstwo. Drugą kluczową dla nas rzeczą będą emocje. O nie zadbają nasi komentatorzy i dziennikarze. Marek Rudziński i Igor Błachut od lat brylują na tym rynku. Rudziński wprowadził rewelacyjny klimat merytorycznego komentowania. Chcemy ten klimat zachować, ale w TVN-ie dodamy do niego oprawę zabawy, święta, jakim są zawody sportowe. Z jednej strony będzie sprawdzona ekipa z Eurosportu, z drugiej studio w TVN z Sebastianem Szczęsnym i Damianem Michałowskim. Obaj mają gadane, w końcu byli radiowcami, a "kontrolowana" radiowa nawijka sprawdza się w telewizji. Myślę, że wszyscy "chorzy na skoki" znajdą u nas coś dla siebie. I ten, który fanatykiem nie jest, ale czasem lubi popatrzeć, jak skaczą, też będzie zadowolony.

Trudno było namówić Sebastiana Szczęsnego, żeby do was przyszedł?

Zależało mi, żeby go ściągnąć i trochę za nim biegałem. Nie chcę denerwować tych widzów, dla których TVN nie jest stacją pierwszego wyboru. Sebastian, a więc gość, który pracuje przy skokach narciarskich od 22 lat, ma być dla nich taką kotwicą, dawać poczucie komfortu. A czy było trudno? Jestem na rynku znanym handlowcem. Nie zawsze wygrywam, jednak w tym przypadku dopiąłem swego. Moje argumenty przekonały Sebastiana. Jednym z nich był Damian Michałowski jako partner. Panowie się znają, cenią i lubią. Słyszałem od nich anegdoty, jak to pracowali dla konkurencyjnych stacji radiowych i w czasie relacjonowania igrzysk olimpijskich dzielili się nagraniami, albo jeden drugiemu pisał "wejściówkę". Myślę, że w naszym studiu będzie między nimi chemia.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zobacz skok znanego dziennikarza telewizyjnego. Skok... narciarski!

Pierwsze konkursy, które pokażecie, na pewno będą miały sporą oglądalność, bo każdy kibic będzie chciał zobaczyć skoki w tym nowym wydaniu. Sprawdzić, jak sobie poradzicie.

To zrozumiałe. W czasie prezentacji naszej "Sportowej Zimy" powiedziałem prezesowi PZN Apoloniuszowi Tajnerowi, żeby zobaczył, jak głośno zrobiło się wokół skoków za sprawą zmiany nadawcy. To tak, jak z przyjęciem u cioci, na które kuzyn przyprowadził nową narzeczoną. To na niej wszyscy się skupiają, na nią patrzą, o niej rozmawiają.

Nie boi się pan, że przejmujecie rolę najważniejszej telewizji dla skoków narciarskich w momencie, gdy nasze największe gwiazdy kończą kariery? A jak nie będzie ich następców, zainteresowanie dyscypliną znacząco spadnie.

Wszyscy nas straszyli, że może być jak z Formułą 1. Miała być u nas, w końcu poszła do konkurencji. Kiedy zabrakło w niej Roberta Kubicy, niewielu Polaków zostało z dyscypliną. Zdecydowanej większości zabrakło emocji, bo jeśli w jakimś sporcie nie ma Polaka na dobrym poziomie, transmisję ogląda się trochę jak Teatr Telewizji. Ja jednak wierzę, że będzie dobrze i że trochę odmłodzimy grupę odbiorców skoków narciarskich.

W jaki sposób?

Będziemy docierać do widowni inaczej. Mamy świetne kanały w mediach społecznościowych, na Facebooku, na Youtube. Jest też Player.pl, który oderwie skoki od konkretnej godziny transmisji. A wśród młodych platformy typu "wideo na żądanie" często wygrywają z tradycyjną telewizją. Player.pl to też miejsce, w którym będziemy mówić o gwiazdach skoków szerzej, niż tylko w ujęciu sportowym. Dziś najlepsi sportowcy to wielkie gwiazdy. Istotne jest nie tylko to, jak dobrzy są w tym, co robią, ale też, co noszą, w jakie kampanie społeczne się angażują, jak zachowują się ich żony. Skoki będą u nas bardzo mocno obecne. Trzeba będzie pilnować drzwi do lodówki, żeby ich do niej nie wpuścić.

Platforma VOD w przypadku skoków może się nie sprawdzić. W przypadku filmów, seriali, programów rozrywkowych, oferowanie oglądania ich o dowolnej porze to duży atut. Jednak już transmisje sportowe dużo tracą, gdy nie ogląda się ich na żywo. Gdy wiemy, że wynik jest już znany.

Powiem tak: jest wiele takich wydarzeń sportowych, których rezultat już znamy, a mimo to żałujemy, że nie mamy gdzie ich obejrzeć. Bo w naszym pakiecie nie ma tego czy innego kanału, bo akurat to wydarzenie pokazywała inna platforma niż ta, której my zaufaliśmy. Można kupować wszystkie kanały sportowe po kolei, a i tak nie nadążyć za kontentem. My chcemy wyjść z treściami do widzów. Zachowywać się wobec nich kulturalnie. Wiemy, że nie ogląda nas sto procent widowni, że nie dla wszystkich jesteśmy pierwszym wyborem. I ok, nie będziemy ich zmuszać, żeby to zmieniali. Ale pokażemy im, że jeśli lubią skoki, to u nas zobaczą je od A do Z. Kiedyś mówiło się, że kontent jest królem. To się jednak zmienia. Królem jest widz, a my chcemy o niego zabiegać. Strategia "przychodź do nas, bo to my mamy prawa" jest najgorszą z możliwych. Precz z taką medialną arogancją.

Wspomniał pan, że zamierzacie pokazywać gwiazdy skoków nie tylko jako sportowców, ale jako osobowości. Żeby to zrobić, będziecie musieli przekonać niektóre polskie gwiazdy dyscypliny, żeby bardziej zaprzyjaźniły się z mediami. Nie z każdą z nich dziennikarzom łatwo się współpracuje.

Po pierwsze nie każdy, kto dobrze skacze, kocha media. Po drugie poziom dziennikarzy też jest różny. Sporo jest, przepraszam za określenie, "stojaków na mikrofon". Osób, które z dziennikarstwem nie mają wiele wspólnego. One mogą zniechęcić sportowca i bardzo zaszkodzić dobrym dziennikarzom, którzy przychodzą z konkretem, ciekawym pytaniem. Tylko co z tego, skoro sportowcowi już się nie chce odpowiadać. Edukacja medialna zawodników by pomogła, ale odpowiedni poziom osób zadających im pytania też.

Wcześniej mówił pan, że każdy "chory" na skoki znajdzie u was coś dla siebie. Pan też jest wśród tych chorych?

Skoki oglądam od dziecka, a choruję też na piłkę nożną i siatkówkę. Ostatnio zaczęła fascynować mnie ręczna, w której jest dużo fajnej brutalności. Myślę jednak, że my prędzej niż w ręczną wejdziemy w żużel, pewnie już niedługo. Na przykładzie "Dzień Dobry TVN" zobaczyłem, że jak pojawiają się tam najlepsi żużlowcy, oglądalność idzie zdecydowanie do góry.

Czytaj także:
Sebastian Szczęsny: Najważniejsza osoba w mojej karierze dziennikarza i komentatora sportowego to Włodek Szaranowicz
Żyła zareagował na medialne publikacje. Stawia sprawę jasno

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×