Fani, oglądający sobotnią drużynówkę w telewizji, mogli zdziwić się już w pierwszej serii. W poprzednich sezonach, w zmaganiach zespołowych, Polacy od pierwszej grupy skakali pod koniec kolejki. Wynikało to z ich wysokiego miejsca w Pucharze Narodów.
Obecny sezon rozpoczęli jednak słabo. Po Niżnym Tagile i Ruce zajmowali odległe miejsce w klasyfikacji zespołowej i dlatego w pierwszej serii konkursu Piotr Żyła, Andrzej Stękała, Dawid Kubacki i Kamil Stoch skakali już jako trzeci zawodnicy w swojej grupie.
W poprzednich sezonach tak samo byłoby podczas większej części drugiej serii "drużynówki". Tylko skoczkowie z ostatniej grupy skakali w finałowej serii według takiej kolejności, jakie zajmowały dane reprezentacje po siedmiu z ośmiu grup w konkursie.
ZOBACZ WIDEO: To powiedział prezes PZN Małyszowi w dniu urodzin. Zdradził reakcję mistrza
Przed sezonem FIS zdecydował się jednak na rewolucję w pokazywaniu drugiej serii "drużynówki" i po raz pierwszy zobaczyliśmy to właśnie w Wiśle. W każdej grupie serii finałowej skoczkowie skakali w takiej kolejności, jakie ich reprezentacje zajmowały na danym etapie zawodów.
I tak w pierwszej grupie drugiej kolejki Piotr Żyła skakał jako drugi od końca, bowiem Polska zajmowała 2. miejsce. Potem Andrzej Stękała zamykał drugą grupę, gdyż Polska prowadziła. Z kolei Dawid Kubacki ruszył jako trzeci od końca, bo Biało-Czerwoni zajmowali 3. pozycję. Z kolei Stoch zaczął swój finałowy skok bardzo szybko, bowiem przed ostatnią grupą Polska zajmowała 6. lokatę.
Ostatecznie podopieczni Michala Doleżala zajęli 4. miejsce. Wygrali Austriacy, którzy zaledwie o 0,3 punktu pokonali Niemców. Na najniższym stopniu podium stanęli Słoweńcy.
Czytaj także:
"Skoki bywają brutalne". Żyła ocenił "drużynówkę"
Trybuny w Wiśle nagle ucichły. Było pięknie i wtedy skoczył Dawid Kubacki!