Słoweniec zadebiutował w Pucharze Świata w ubiegłym sezonie. Wywalczył 14 punktów podczas ostatniego weekendu w Planicy. Obecnie ma ich już 178. Poza Oberstdorfem i GA- PA raz zameldował się w czołowej "10". Był 8. w Wiśle, mimo że po pierwszej serii zajmował odległą 20. lokatę.
- W pierwszych seriach nadal jestem spięty, ponieważ wymagam od siebie trochę za dużo. W drugiej serii, jak już do niej awansuję, jest trochę łatwiej. Różnica była tym razem naprawdę ogromna i tuż po skoku wiedziałem, że mogę być wysoko. To może cieszyć, bo widzę, że wszystko działa, jak należy. Przed Klingenthal chcę ustabilizować skoki w treningach, a potem w zawodach je powtórzyć – mówił po konkursie w Polsce dla portalu sloski.si
Dla młodego skoczka jest to pierwszy Turniej Czterech Skoczni w życiu. - Będzie ciężko. Czeka nas dużo konkursów w krótkim czasie. Cóż, przynajmniej mam nadzieję, że będę obecny na wszystkich etapach i przetrwam w drużynie do Bischofshofen. Będę bardzo zadowolony, jeśli we wszystkich z czterech konkursów zdołam zdobyć punkty. To dość wymagająca impreza dla debiutanta – podkreślił przed imprezą w rozmowie dla siol.net
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szalony trening Pudzianowskiego. "Gorąco było dziś, -10°C"
Podopieczny Roberta Hrgoty już w treningach przed pierwszym konkursem pokazał, że chce liczyć się w walce o czołowe lokaty. Wygrał w pierwszym, a w drugim został sklasyfikowany na trzeciej pozycji. Nieco gorzej poszło mu w kwalifikacjach, gdzie zajął 21. miejsce. W konkursie pokazał jednak, że był to wypadek przy pracy i ukończył rywalizację na szóstej pozycji. Mógł się dodatkowo pochwalić drugą odległością dnia – w finałowej serii poleciał na 139,5 metra. Dalej od niego skoczył jedynie Ryoyu Kobayashi, który w drugim skoku uzyskał 141 metrów.
W kwalifikacjach do drugiego konkursu znowu zajął miejsce w trzeciej dziesiątce – był 22. W rywalizacji głównej udowodnił jednak, że wysokie miejsce w Oberstdorfie nie było przypadkiem. Po pierwszej serii zajmował piątą lokatę po skoku na odległość 135,5 metra. W drugiej zachwycił wszystkich i dzięki próbie na 138 metr po raz pierwszy w karierze ukończył zawody na podium. Zajął trzecie miejsce, ustępując jedynie Ryoyu Kobayashiemu oraz Markusowi Eisenbichlerowi. – Nie mogłem uwierzyć, że Lindvik mnie nie wyprzedził i wiedziałem już, że znajdę się na podium. To wciąż do mnie nie dociera. Szykuje się ciężka noc – mówił po konkursie dla słoweńskiej telewizji. Skoczek, który pierwsze punkty wywalczył w marcu ubiegłego roku, stał się objawieniem turnieju.
Na półmetku rywalizacji liderem TCS jest Ryoyu Kobayashi. Drugi jest Marius Lindvik. Lovro Kos dzięki fantastycznemu występowi przesunął się z szóstej na trzecią pozycję. Jeśli 22-latek dalej będzie prezentował tak wysoką formę, to może sprawić sporą niespodziankę. Od zwycięstwa Petera Prevca w 2016 roku żaden Słoweniec nie stał na podium tej prestiżowej imprezy.
Poza Kosem Słoweńcy słabo prezentują się w jubileuszowym Turnieju Czterech Skoczni. W klasyfikacji generalnej turnieju zajmujący 6. miejsce w klasyfikacji generalnej Anze Lanisek jest 17., Cene Prevc, który meldował się już w obecnym sezonie w najlepszej "10", plasuje się na 20. pozycji, a zdobywca Złotego Orła w sezonie 2015/16 Peter Prevc zajmuje 27. lokatę. Nie będą się oni liczyć w walce o końcowy triumf.
Czytaj także:
Przygnębiający obraz. Tak źle w polskich skokach nie było od dawna
W tej prestiżowej klasyfikacji Kobayashi już dogonił Stocha