23 stycznia 2011 roku. Ostatni konkurs długiego weekendu PŚ w skokach narciarskich. Dwa dni wcześniej w konkursie indywidualnym na Wielkiej Krokwi pierwszy raz po niemal czteroletniej przerwie triumfował Adam Małysz. Nic więc dziwnego, że polscy fani, jak zwykle licznie, zgromadzili się pod skocznią, by zobaczyć kolejny triumf swojego idola.
Warunki jednak tego dnia były trudne. Gęsto padał śnieg, a kolejne centymetry białego puchu sprawiały, że zeskok stawał się coraz bardziej miękki, zagrażając bezpieczeństwu zawodników. Warunki pogarszały się z każdą chwilą, więc Polak startujący przy samym końcu stawki nie miał łatwo.
Małysz nie najlepiej wyszedł z progu, a niestabilny wiatr delikatnie miotał nim w powietrzu. Walczył o każdy centymetr i wylądował w okolicach punktu konstrukcyjnego. Jednak najgorsze nastąpiło tuż po lądowaniu. Uciekła mu lewa narta, a nasz reprezentant w takich warunkach panujących w Zakopanem nie był w stanie jej opanować.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi na parkiecie? Nie porywa
Polak runął na zeskok. Wyglądało to źle, nie wypięła mu się narta, co mogło skutkować poważną kontuzją. Publiczność zamarła. Małysz przez chwilę leżał na zeskoku, a później w asyście służb medycznych opuścił skocznię. Lekarze, nie chcąc ryzykować zdrowiem wielkiego mistrza, położyli go na nosze i przewieźli do szpitala.
Fani zgromadzeni pod Wielką Krokwią mogli jednak z wypiekami na twarzy oczekiwać na drugą serię. Wszystko dlatego, że na półmetku rywalizacji prowadził Kamil Stoch. Wtedy 23-letni skoczek dopiero pukał do światowej czołówki. Ani razu wcześniej nie był na podium zawodów PŚ. Dodatkowo zadania nie ułatwiała mu pogoda oraz presja, spowodowana dziesiątkami tysięcy polskich kibiców czekającymi pod skocznią.
Stoch pokazał jednak, że ma charakter, który umożliwia mu dokonywanie wielkich rzeczy. Spokojnie, bez żadnego problemu poleciał na 128,5 metra, co w takich warunkach było znakomitym rezultatem. Po ogłoszeniu wyników kibice pod Wielką Krokwią wpadli w euforię. Pierwsze zwycięstwo w karierze 23-latka stało się faktem.
Jednak chyba najwięksi optymiści nie mogli przypuszczać, że Stoch, podobnie jak Małysz, zapisze się w historii jako legenda tego sportu. Skoczek z Zębu ma na swoim koncie 39 zwycięstw (dokładnie tyle, co Małysz) w zawodach PŚ, trzy złota olimpijskie, dwie Kryształowe Kule, trzy zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni.
- Wspomnienie pierwszego wejścia na podium Pucharu Świata, które było jednocześnie od razu wygraną i to w takim miejscu, pozostanie na zawsze w mojej pamięci. Ze wszystkich swoich sukcesów najbardziej pamiętam tamten moment. Ta wygrana wyryła się w mojej pamięci. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego miejsca i lepszego czasu - wspominał po latach polski skoczek w rozmowie z Onetem.
Na szczęście okazało się, że uraz Małysza nie jest poważny. Miał jedynie stłuczone kolano i szybko wrócił do skoków. Kilka tygodni później zdobył brązowy medal mistrzostw świata na skoczni normalnej. Również w Oslo poinformował o zakończeniu swojej bogatej kariery. O następcę jednak nie musiał się martwić.
Czytaj więcej:
Przerażenie Hofera, napierający tłum i dantejskie sceny. Tak rodziła się magia Zakopanego
Świat zamarł, gdy runął na ziemię. 15 lat temu życie skoczka zawisło na włosku